Wywiad
z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz, prezesem Narodowego Banku Polskiego
(2 VI 1997 r.)
Kim chciała Pani zostać
w dzieciństwie?
Jak przez mgłę przypomina mi się, że chciałam zostać
nauczycielką. Takie małe dziewczynki chcą być nauczycielkami. I w jakimś
sensie właśnie to marzenie z dzieciństwa najbardziej się sprawdziło. Potem,
już w liceum, byłam niezdecydowana. Myślałam o studiowaniu architektury,
w pewnym momencie zafascynowała mnie matematyka, potem myślałam o medycynie.
W końcu jednak poszłam na prawo, bo wydawało mi się, że tam najłatwiej
jest zdać egzaminy wstępne. Zresztą mój ojciec też jest adwokatem, więc
wiedziałam, że jest to interesująca praca.
Podobno przyjaźnie z dzieciństwa i ze szkoły średniej
są najtrwalsze. Czy zgadza się Pani z tym stwierdzeniem?
Myślę, że przyjaźnie z dzieciństwa rzeczywiście są trwałe.
Do dziś przyjaźnię się z koleżanką, z którą siedziałam w jednej ławce w
szkole podstawowej. Jeśli chodzi o znajomych z liceum, to myślę, że myśmy
się już trochę rozpierzchli, aczkolwiek w zeszłym roku spotkaliśmy się
z okazji 25-lecia naszej matury. To są raczej kontakty w różnym okresie
z różnymi osobami. Ale chyba najbardziej jestem zżyta ze znajomymi ze studiów.
Dużo z nich zostało na uczelni, więc są to przyjaźnie ze studiów i pracy
jednocześnie.
Egzamin na studia prawnicze
wydał się Pani łatwy. A same studia?
Studia prawnicze jako takie nie były wtedy trudne. Teraz
są dużo trudniejsze. Wiem, bo moja córka jest na pierwszym roku. Nawet
niektórzy mówili, że trzeba dokładać dużych starań, żeby z nich wylecieć.
Ale wtedy mówiło się, że na prawo to i słaby może się dostać. Teraz już
nie. Oczywiście i wtedy byli tam różni prymusi, ale także dużo słabszych
studentów. To był wydział dość masowy. Nie tak jak teraz oczywiście, ale
na roku też było około 300-400 osób i nieporównywalnie mniej studentów
zaocznych.
Czy dużo czasu poświęcała
Pani podręcznikom?
Miałam dobre stopnie (średnią 4.75), więc świadczy to,
że się uczyłam, ale nie wymagało to ode mnie dużego wysiłku. Trzeba było
kilka tygodni przed sesją, kiedy znany był już rozkład egzaminów, poustawiać
sobie terminy zerowe, a potem usiąść i trochę się pouczyć. Teraz już nie
mówią, że można się uczyć trzy dni i zdać egzamin, a wtedy to mi zupełnie
wystarczało.
Często mówi się, że studia studiami, a doświadczenie daje
dopiero praca. Czy wykorzystuje Pani obecnie wiedzę zdobytą na studiach?
Myślę, że zawsze się tę wiedzę wykorzystuje, ponieważ
w pracy człowiek specjalizuje się już w węższym zakresie, ale część wiedzy
ze studiów mu zostaje. Chociażby sposób nauki, myślenia, rozumowania w
dziedzinach, które nie stają się jego specjalnością.
Bardzo kontrowersyjnym tematem jest obecnie odpłatność
za studia. Jaki jest Pani pogląd w tej sprawie?
Póki co w budżecie jest tak mało pieniędzy na oświatę,
również na szkolnictwo wyższe, że myślę, iż nie ma innego wyjścia, jak
tylko płatne studia. Jest tylko kwestia ceny. Myślę, że to nie zaszkodzi
studentom. Teraz widoczna jest determinacja studentów dziennych, którzy
nie płacą i zależy im, żeby dalej za studia nie płacić, a z drugiej strony
determinacja przynajmniej większości tych, którzy płacą, a chcieliby płacić
mniej. Nie wobrażam więc sobie w najbliższym czasie możliwości całkowicie
bezpłatnych studiów. Tu pojawia się problem systemu stypendiów. Przecież
przed wojną w Polsce studia były płatne, ale
było wiele możliwości ulg, stypendiów.
Ceny studiów powinny być
cenami rynkowymi?
Trudno byłoby taką cenę
ustalić. Myślę, że w żadnym państwie nie ma w pełni rynkowych opłat za
studia. Może w niektórych uniwersytetach amerykańskich. Nie, nie potrafię
w tym przypadku powiedzieć, co to znaczy cena rynkowa, ale opłaty za studia
nie powinny być wygórowane. W Polsce, gdzie jest mało ludzi z wyższym wykształceniem
i powinno ich przybywać, studia nie mogą być drogie. Na początku reformy,
w 1989 roku, było ok. 7% ludzi po studiach, teraz może jeden, dwa punkty
procentowe więcej, a powinno być w Polsce co najmniej kilkanaście procent
ludzi z wyższym wykształceniem. Z drugiej strony studia nie mogą być bezpłatne,
choćby dlatego, że jest mało miejsc na uczelniach, a dużo kandydatów.
Czy swojego przyszłego męża
poznała Pani na studiach? Czy już wtedy planowała Pani założenie rodziny
lub karierę?
Jak większość normalnych
kobiet bardziej myślałam o rodzinie niż o pracy, aczkolwiek w warunkach
poprzedniego systemu było oczywiste, że kobiety pracują, więc nie wyobrażałam
sobie siebie jako osoby niepracującej. Męża poznałam, jak byłam jeszcze
w szkole średniej, ale nie chodziliśmy razem do liceum. Poznałam go na
wakacjach. Był wtedy świeżo upieczonym absolwentem politechniki.
Czy prawnicze studia córki to kontynuacja tradycji rodzinnych
po mamie i dziadku?
Myślę, że niezupełnie kontynuacja.
Ja miałam w liceum ciągoty do przedmiotów ścisłych, ona miała z nich
dobre oceny na maturze, ale ciągot żadnych, więc oczywiste było, że wybierze
studia humanistyczne. Zdawała na historię i prawo. Kiedy się dowiedziała,
że została przyjęta na Wydział Prawa, po prostu nie poszła na egzaminy
ustne na historię. Wynikało więc to raczej z jej zainteresowań, a nie tradycji
rodzinnych i widzę, że teraz bardziej podobają się jej studia prawnicze
niż przypuszczała.
Czy Pani wnuki również będą
studiować prawo?
(śmiech) Nie
wiem. Czas pokaże.
Pani praca habilitacyjna dotyczyła banku centralnego -
jego przejścia od gospodarki centralnie sterowanej do wolnorynkowej. Czy
w pracy w banku wykorzystuje Pani zaproponowane tam regulacje?
Wykorzystuję. W niewielkim
zakresie, ale zmieniłam poglądy, gdyż jako teoretyk miałam tylko wiedzę
teoretyczną. Przede wszystkim, żeby napisać pracę habilitacyjną trzeba
ileś tam lat spędzić w bibliotekach, mniej lub bardziej intensywnie. Muszę
powiedzieć, że w tym czasie bardzo wiele się nauczyłam, oczytałam w różnych
problemach (nie wszystko się oczywiście przydaje), jednak ktoś, kto przychodzi
do banku z uczelni ma mało wiedzy technicznej i dopiero tu ją zdobywa.
Jakie wynagrodzenie otrzymałby
absolwent np. kierunku bankowość i finanse na WNE, gdyby od razu po studiach
chciał pracować w NBP?
(po telefonicznej konsultacji
z dyrektorem Działu Kadr NBP) Tysiąc złotych
brutto z piętnastoprocentową premią. Premia oczywiście wzrasta wraz ze
stażem, ale myślę, że i tak banki komercyjne płacą lepiej.
Czy bardziej Panią fascynuje: praca naukowa, czy polityka?
Powiedziałabym, że wszysko jest dla ludzi. Jak musiałam
pracować naukowo, robiłam to. Stosunkowo szybko, jak na kobietę, napisałam
doktorat i habilitację. Moi koledzy z roku często jeszcze nie mają habilitacji,
ale to z tego powodu, że zarabiali na życie, a nie dlatego, że nie potrafią
pisać. Natomiast polityką interesuję się od dziecka, ale nie jest to rzecz,
którą można żyć. Interesuję się wszystkim po trochu, więc polityką również,
ale praca tu w banku, czy na uczelni jest dla mnie najważniejsza, bo z
tego się utrzymuję. Nigdy nie myślałam, żeby być zawodowym politykiem.
Jak w pięciu przymiotnikach
opisałaby Pani swój charakter?
Bardzo trudno opisać go w pięciu słowach. Pamiętam taki
test psychologiczny, bodaj w liceum, w którym trzeba było napisać pięć
cech porządnego człowieka. Następne polecenie brzmiało: skreśl te cechy,
których nie masz. Ja byłam niezła, bo skreśliłam tylko trzy. Spróbuję więc
opisać się nie tylko od strony charakteru. Myślę, że jestem dość konsekwentna.
Druga cecha jest kontrowersyjna. Nie uważam, żebym była osobą specjalnie
pracowitą, choć taką odbiera mnie moje otoczenie. Zawsze zanim wezmę się
do pracy muszę pokonać pewien wysiłek, przemóc się, usiąść i się wziąć.
Sądzę też, że jestem otwarta. Podobno, choć nie każdy to potwierdzi, jestem
stosunkowo sprawiedliwa. To czwarta, tak? Hmmm. Wcale nie tak łatwo znaleźć
pozytywne cechy.
To może jakąś wadę?
Czasami myślę, że powinnam umieć więcej słuchać niż
mówić. Staram się tak postępować, ale nie jest to proste.
Prezes NBP spędza wolny czas na...
Soboty i niedziele spędzam na ogół z rodziną. Teraz,
od półtora roku, odkąd sprzedałam mieszkanie na osiedlu i wzięłam kredyt
hipoteczny na budowę domu, mieszkam pod Warszawą. Mam tam czyste powietrze,
las. Ogródkiem się nie zajmuję - nigdy nie miałam zamiłowania do przyrody.
Wykonuję tylko prace polecone mi przez córkę. Ona albo mój mąż kupują wszystkie
roślinki, bo się na tym znają. Oczywiście chodzę na spacery, choć częściej
odpoczywam biernie niż aktywnie.
A jak czuje się Pani, jako człowiek, którego nazwisko
jest na wszystkich banknotach w Polsce?
To jest takie czucie się
od wewnątrz i od zewnątrz. Ja się po prostu do tego przyzwyczaiłam. Może
to niedobrze, ale nie mam specjalnych odczuć. Oczywiście pierwszy banknot
to było przeżycie. Był to banknot jeszcze ze starej serii, sprzed denominacji,
chyba dwumilionowy. Teraz już mnie to nie porusza.
Duże emocje budziła Pani
współpraca z wicepremierem Kołodką. Teraz ministrem finansów został pan
Marek Belka. Czy emocje opadną?
Myślę, że emocje nie były
związane tylko ze mną i ministrem Kołodką. Inni ministrowie też mieli z
nim problemy, ale to były sprawy wewnątrz koalicji rządzącej, a my (NBP)
jesteśmy niezależni i może rzeczywiście te emocje było widać. Zaatakowana,
nie milczałam, tylko starałam się wytłumaczyć swoje racje i wyprowadzić
ludzi z błędu, w który wprowadzał ich minister Kołodko, głosząc dwie bardzo
dziwne tezy. Po pierwsze, że inflację zwalcza się obniżeniem stóp procentowych,
a jak widzimy teraz inflacja spada, a stopy procentowe są stałe, co jest
naturalne. Drugą sprawą było uprzedzenie
wicepremiera Kołodki do zmniejszającego się zysku NBP i malejących wpływów
z tego powodu do budżetu. A przecież wiadomo, że przy spadającej inflacji
i niefinansowaniu deficytu budżetowego, czy ograniczeniu tego finansowania
z banku centralnego, wpływy muszą być odpowiednio niższe. Są banki centralne,
które mają, czy miały straty, np. Bundesbank, którym się swego czasu interesowałam.
Profesor Belka zna się znacznie lepiej na polityce pieniężnej. Konflikt
z ministrem Kołodką miał otoczkę ideologoczną, ale myślę, że był to jednak
konflikt czysto merytoryczny. Myśmy inaczej patrzyli na zachodzące procesy,
inne narzędzia chcieliśmy stosować. Moja chęć odpowiedzi wicepremierowi
wynikała z tego, że ten kto nie prostuje wypowiedzi nieprawdziwych, nie
ma racji.
A jak się Pani współpracuje
z wiceprezesem Witoldem Kozińskim, profesorem naszego wydziału?
W jakimś sensie mogę powiedzieć, że go sobie dobrałam,
bo znaliśmy się wcześniej. Na przykład w Płocku na wydziale prawa on wykładał
ekonomię. W Warszawie mieszkaliśmy na jednym osiedlu. Pożyczałam od niego
dużo książek ekonomicznych, żeby poznać i zrozumieć pewne ekonomiczne mechanizmy,
podczas pisania habilitacji. Był to więc świadomy wybór. Pan Koziński pracował
w zakładzie naukowym przy NBP przez lat kilkanaście, więc to też miało
wpływ.
Czy jako doświadczony pracownik bankowości myślała Pani
o wykładaniu na WNE np. prawa bankowego?
Przede wszystkim, jak skończę swoją kadencję na stanowisku
prezesa NBP, która upływa w marcu przyszłego roku, oczywiście wrócę do
kariery akademickiej i jakieś wykłady na pewno będę miała. Gdzie i jakie,
to trudno mi powiedzieć, choć rzeczywiście najlepiej czuję się w prawie
bankowym.
Kogo widziałaby Pani jako swojego następcę na stanowisku
prezesa NBP? *
Nie czuję się na tym stanowisku niezastąpiona. Na pewno
jest co najmniej kilka osób, które mogłyby być prezesem NBP. Nie chciałabym
nikogo spalić, więc nie wymienię żadnych nazwisk, ale powiem , jakie
warunki powinna taka osoba spełnić. Po pierwsze: musi być profesjonalnie
do tego przygotowana. Po drugie: musi zostać zgłoszona przez prezydenta
i zaakceptowana przez parlament. Nie zawsze jedno z drugim musi współgrać.
* teraz już wiemy, że pani Gronkiewicz-Waltz została
prezesem NBP na drugą siedmioletnią kadencję
Czy za pośrednictwem naszej gazetki chciałaby Pani przekazać
coś studentom WNE?
Myślę, że obecnym studentom przyszło żyć w trudnych,
ale i ciekawych czasach. Trudnych, ponieważ trzeba się dużo uczyć, znacznie
więcej wiedzieć. Czas teraz tak szybko płynie, przynosi ciągle nowe rzeczy,
nową wiedzę. Są oczywiście podstawy, które się nigdy nie zmieniają, ale
silna konkurencja sprawia, że znajomość samych podstaw nie wystarcza. Dlatego
myślę, że są to czasy dla studentów trudniejsze, niż lata moich studiów,
ale równocześnie dużo ciekawsze. Najważniejsze, co mogę wam powiedzieć,
to: uczcie się, uczcie do końca życia.
Dziękujemy za rozmowę.
Wywiad przeprowadzili Aleksandra Sznytko
i Piotr Wójcik