Strona domowa Piotra Wojcika
 


menu1 menu2 menu3 menu4 menu5 menu6 menu7 menu8 menu9 menu10


Wywiad z panią Hanną Gronkiewicz-Waltz, prezesem Narodowego Banku Polskiego (2 VI 1997 r.)

 

Kim chciała Pani zostać w dzieciństwie?

Jak przez mgłę przypomina mi się, że chciałam zostać nauczycielką. Takie małe dziewczynki chcą być nauczycielkami. I w jakimś sensie właśnie to marzenie z dzieciństwa najbardziej się sprawdziło. Potem, już w liceum, byłam niezdecydowana. Myślałam o studiowaniu architektury, w pewnym momencie zafascynowała mnie matematyka, potem myślałam o medycynie. W końcu jednak poszłam na prawo, bo wydawało mi się, że tam najłatwiej jest zdać egzaminy wstępne. Zresztą mój ojciec też jest adwokatem, więc wiedziałam, że jest to interesująca praca.

Podobno przyjaźnie z dzieciństwa i ze szkoły średniej są najtrwalsze. Czy zgadza się Pani z tym stwierdzeniem?

Myślę, że przyjaźnie z dzieciństwa rzeczywiście są trwałe. Do dziś przyjaźnię się z koleżanką, z którą siedziałam w jednej ławce w szkole podstawowej. Jeśli chodzi o znajomych z liceum, to myślę, że myśmy się już trochę rozpierzchli, aczkolwiek w zeszłym roku spotkaliśmy się z okazji 25-lecia naszej matury. To są raczej kontakty w różnym okresie z różnymi osobami. Ale chyba najbardziej jestem zżyta ze znajomymi ze studiów. Dużo z nich zostało na uczelni, więc są to przyjaźnie ze studiów i pracy jednocześnie.

Egzamin na studia prawnicze wydał się Pani łatwy. A same studia?

Studia prawnicze jako takie nie były wtedy trudne. Teraz są dużo trudniejsze. Wiem, bo moja córka jest na pierwszym roku. Nawet niektórzy mówili, że trzeba dokładać dużych starań, żeby z nich wylecieć. Ale wtedy mówiło się, że na prawo to i słaby może się dostać. Teraz już nie. Oczywiście i wtedy byli tam różni prymusi, ale także dużo słabszych studentów. To był wydział dość masowy. Nie tak jak teraz oczywiście, ale na roku też było około 300-400 osób i nieporównywalnie mniej studentów zaocznych.

Czy dużo czasu poświęcała Pani podręcznikom?

Miałam dobre stopnie (średnią 4.75), więc świadczy to, że się uczyłam, ale nie wymagało to ode mnie dużego wysiłku. Trzeba było kilka tygodni przed sesją, kiedy znany był już rozkład egzaminów, poustawiać sobie terminy zerowe, a potem usiąść i trochę się pouczyć. Teraz już nie mówią, że można się uczyć trzy dni i zdać egzamin, a wtedy to mi zupełnie wystarczało.

Często mówi się, że studia studiami, a doświadczenie daje dopiero praca. Czy wykorzystuje Pani obecnie wiedzę zdobytą na studiach?

Myślę, że zawsze się tę wiedzę wykorzystuje, ponieważ w pracy człowiek specjalizuje się już w węższym zakresie, ale część wiedzy ze studiów mu zostaje. Chociażby sposób nauki, myślenia, rozumowania w dziedzinach, które nie stają się jego specjalnością.

Bardzo kontrowersyjnym tematem jest obecnie odpłatność za studia. Jaki jest Pani pogląd w tej sprawie?

Póki co w budżecie jest tak mało pieniędzy na oświatę, również na szkolnictwo wyższe, że myślę, iż nie ma innego wyjścia, jak tylko płatne studia. Jest tylko kwestia ceny. Myślę, że to nie zaszkodzi studentom. Teraz widoczna jest determinacja studentów dziennych, którzy nie płacą i zależy im, żeby dalej za studia nie płacić, a z drugiej strony determinacja przynajmniej większości tych, którzy płacą, a chcieliby płacić mniej. Nie wobrażam więc sobie w najbliższym czasie możliwości całkowicie bezpłatnych studiów. Tu pojawia się problem systemu stypendiów. Przecież przed wojną w Polsce studia były płatne, ale było wiele możliwości ulg, stypendiów.

Ceny studiów powinny być cenami rynkowymi?

Trudno byłoby taką cenę ustalić. Myślę, że w żadnym państwie nie ma w pełni rynkowych opłat za studia. Może w niektórych uniwersytetach amerykańskich. Nie, nie potrafię w tym przypadku powiedzieć, co to znaczy cena rynkowa, ale opłaty za studia nie powinny być wygórowane. W Polsce, gdzie jest mało ludzi z wyższym wykształceniem i powinno ich przybywać, studia nie mogą być drogie. Na początku reformy, w 1989 roku, było ok. 7% ludzi po studiach, teraz może jeden, dwa punkty procentowe więcej, a powinno być w Polsce co najmniej kilkanaście procent ludzi z wyższym wykształceniem. Z drugiej strony studia nie mogą być bezpłatne, choćby dlatego, że jest mało miejsc na uczelniach, a dużo kandydatów.

Czy swojego przyszłego męża poznała Pani na studiach? Czy już wtedy planowała Pani założenie rodziny lub karierę?

Jak większość normalnych kobiet bardziej myślałam o rodzinie niż o pracy, aczkolwiek w warunkach poprzedniego systemu było oczywiste, że kobiety pracują, więc nie wyobrażałam sobie siebie jako osoby niepracującej. Męża poznałam, jak byłam jeszcze w szkole średniej, ale nie chodziliśmy razem do liceum. Poznałam go na wakacjach. Był wtedy świeżo upieczonym absolwentem politechniki.

Czy prawnicze studia córki to kontynuacja tradycji rodzinnych po mamie i dziadku?

Myślę, że niezupełnie kontynuacja. Ja miałam w liceum “ciągoty” do przedmiotów ścisłych, ona miała z nich dobre oceny na maturze, ale ciągot żadnych, więc oczywiste było, że wybierze studia humanistyczne. Zdawała na historię i prawo. Kiedy się dowiedziała, że została przyjęta na Wydział Prawa, po prostu nie poszła na egzaminy ustne na historię. Wynikało więc to raczej z jej zainteresowań, a nie “tradycji rodzinnych” i widzę, że teraz bardziej podobają się jej studia prawnicze niż przypuszczała.

Czy Pani wnuki również będą studiować prawo?

(śmiech) Nie wiem. Czas pokaże.

Pani praca habilitacyjna dotyczyła banku centralnego - jego przejścia od gospodarki centralnie sterowanej do wolnorynkowej. Czy w pracy w banku wykorzystuje Pani zaproponowane tam regulacje?

Wykorzystuję. W niewielkim zakresie, ale zmieniłam poglądy, gdyż jako teoretyk miałam tylko wiedzę teoretyczną. Przede wszystkim, żeby napisać pracę habilitacyjną trzeba ileś tam lat spędzić w bibliotekach, mniej lub bardziej intensywnie. Muszę powiedzieć, że w tym czasie bardzo wiele się nauczyłam, oczytałam w różnych problemach (nie wszystko się oczywiście przydaje), jednak ktoś, kto przychodzi do banku z uczelni ma mało wiedzy technicznej i dopiero tu ją zdobywa.

Jakie wynagrodzenie otrzymałby absolwent np. kierunku bankowość i finanse na WNE, gdyby od razu po studiach chciał pracować w NBP?

(po telefonicznej konsultacji z dyrektorem Działu Kadr NBP) Tysiąc złotych brutto z piętnastoprocentową premią. Premia oczywiście wzrasta wraz ze stażem, ale myślę, że i tak banki komercyjne płacą lepiej.

Czy bardziej Panią fascynuje: praca naukowa, czy polityka?

Powiedziałabym, że wszysko jest dla ludzi. Jak musiałam pracować naukowo, robiłam to. Stosunkowo szybko, jak na kobietę, napisałam doktorat i habilitację. Moi koledzy z roku często jeszcze nie mają habilitacji, ale to z tego powodu, że zarabiali na życie, a nie dlatego, że nie potrafią pisać. Natomiast polityką interesuję się od dziecka, ale nie jest to rzecz, którą można żyć. Interesuję się wszystkim po trochu, więc polityką również, ale praca tu w banku, czy na uczelni jest dla mnie najważniejsza, bo z tego się utrzymuję. Nigdy nie myślałam, żeby być zawodowym politykiem.

Jak w pięciu przymiotnikach opisałaby Pani swój charakter?

Bardzo trudno opisać go w pięciu słowach. Pamiętam taki test psychologiczny, bodaj w liceum, w którym trzeba było napisać pięć cech porządnego człowieka. Następne polecenie brzmiało: skreśl te cechy, których nie masz. Ja byłam niezła, bo skreśliłam tylko trzy. Spróbuję więc opisać się nie tylko od strony charakteru. Myślę, że jestem dość konsekwentna. Druga cecha jest kontrowersyjna. Nie uważam, żebym była osobą specjalnie pracowitą, choć taką odbiera mnie moje otoczenie. Zawsze zanim wezmę się do pracy muszę pokonać pewien wysiłek, przemóc się, usiąść i się wziąć. Sądzę też, że jestem otwarta. Podobno, choć nie każdy to potwierdzi, jestem stosunkowo sprawiedliwa. To czwarta, tak? Hmmm. Wcale nie tak łatwo znaleźć pozytywne cechy.

To może jakąś wadę?

Czasami myślę, że powinnam umieć więcej słuchać niż mówić. Staram się tak postępować, ale nie jest to proste.

Prezes NBP spędza wolny czas na...

Soboty i niedziele spędzam na ogół z rodziną. Teraz, od półtora roku, odkąd sprzedałam mieszkanie na osiedlu i wzięłam kredyt hipoteczny na budowę domu, mieszkam pod Warszawą. Mam tam czyste powietrze, las. Ogródkiem się nie zajmuję - nigdy nie miałam zamiłowania do przyrody. Wykonuję tylko prace polecone mi przez córkę. Ona albo mój mąż kupują wszystkie roślinki, bo się na tym znają. Oczywiście chodzę na spacery, choć częściej odpoczywam biernie niż aktywnie.

A jak czuje się Pani, jako człowiek, którego nazwisko jest na wszystkich banknotach w Polsce?

To jest takie czucie się od wewnątrz i od zewnątrz. Ja się po prostu do tego przyzwyczaiłam. Może to niedobrze, ale nie mam specjalnych odczuć. Oczywiście pierwszy banknot to było przeżycie. Był to banknot jeszcze ze starej serii, sprzed denominacji, chyba dwumilionowy. Teraz już mnie to nie porusza.

Duże emocje budziła Pani “współpraca” z wicepremierem Kołodką. Teraz ministrem finansów został pan Marek Belka. Czy emocje opadną?

Myślę, że emocje nie były związane tylko ze mną i ministrem Kołodką. Inni ministrowie też mieli z nim problemy, ale to były sprawy wewnątrz koalicji rządzącej, a my (NBP) jesteśmy niezależni i może rzeczywiście te emocje było widać. Zaatakowana, nie milczałam, tylko starałam się wytłumaczyć swoje racje i wyprowadzić ludzi z błędu, w który wprowadzał ich minister Kołodko, głosząc dwie bardzo dziwne tezy. Po pierwsze, że inflację zwalcza się obniżeniem stóp procentowych, a jak widzimy teraz inflacja spada, a stopy procentowe są stałe, co jest naturalne. Drugą sprawą było uprzedzenie wicepremiera Kołodki do zmniejszającego się zysku NBP i malejących wpływów z tego powodu do budżetu. A przecież wiadomo, że przy spadającej inflacji i niefinansowaniu deficytu budżetowego, czy ograniczeniu tego finansowania z banku centralnego, wpływy muszą być odpowiednio niższe. Są banki centralne, które mają, czy miały straty, np. Bundesbank, którym się swego czasu interesowałam. Profesor Belka zna się znacznie lepiej na polityce pieniężnej. Konflikt z ministrem Kołodką miał otoczkę ideologoczną, ale myślę, że był to jednak konflikt czysto merytoryczny. Myśmy inaczej patrzyli na zachodzące procesy, inne narzędzia chcieliśmy stosować. Moja chęć odpowiedzi wicepremierowi wynikała z tego, że ten kto nie prostuje wypowiedzi nieprawdziwych, nie ma racji.

A jak się Pani współpracuje z wiceprezesem Witoldem Kozińskim, profesorem naszego wydziału?

W jakimś sensie mogę powiedzieć, że go sobie dobrałam, bo znaliśmy się wcześniej. Na przykład w Płocku na wydziale prawa on wykładał ekonomię. W Warszawie mieszkaliśmy na jednym osiedlu. Pożyczałam od niego dużo książek ekonomicznych, żeby poznać i zrozumieć pewne ekonomiczne mechanizmy, podczas pisania habilitacji. Był to więc świadomy wybór. Pan Koziński pracował w zakładzie naukowym przy NBP przez lat kilkanaście, więc to też miało wpływ.

Czy jako doświadczony pracownik bankowości myślała Pani o wykładaniu na WNE np. prawa bankowego?

Przede wszystkim, jak skończę swoją kadencję na stanowisku prezesa NBP, która upływa w marcu przyszłego roku, oczywiście wrócę do kariery akademickiej i jakieś wykłady na pewno będę miała. Gdzie i jakie, to trudno mi powiedzieć, choć rzeczywiście najlepiej czuję się w prawie bankowym.

Kogo widziałaby Pani jako swojego następcę na stanowisku prezesa NBP? *

Nie czuję się na tym stanowisku niezastąpiona. Na pewno jest co najmniej kilka osób, które mogłyby być prezesem NBP. Nie chciałabym nikogo “spalić”, więc nie wymienię żadnych nazwisk, ale powiem , jakie warunki powinna taka osoba spełnić. Po pierwsze: musi być profesjonalnie do tego przygotowana. Po drugie: musi zostać zgłoszona przez prezydenta i zaakceptowana przez parlament. Nie zawsze jedno z drugim musi współgrać.

* teraz już wiemy, że pani Gronkiewicz-Waltz została prezesem NBP na drugą siedmioletnią kadencję

Czy za pośrednictwem naszej gazetki chciałaby Pani przekazać coś studentom WNE?

Myślę, że obecnym studentom przyszło żyć w trudnych, ale i ciekawych czasach. Trudnych, ponieważ trzeba się dużo uczyć, znacznie więcej wiedzieć. Czas teraz tak szybko płynie, przynosi ciągle nowe rzeczy, nową wiedzę. Są oczywiście podstawy, które się nigdy nie zmieniają, ale silna konkurencja sprawia, że znajomość samych podstaw nie wystarcza. Dlatego myślę, że są to czasy dla studentów trudniejsze, niż lata moich studiów, ale równocześnie dużo ciekawsze. Najważniejsze, co mogę wam powiedzieć, to: uczcie się, uczcie do końca życia.

Dziękujemy za rozmowę.

Wywiad przeprowadzili Aleksandra Sznytko i Piotr Wójcik
1