W budynku
prywatnym mieści się siedem klas jedna z nich zawiera 6 klasę do
której ja należę. Chciałabym opisać zabudowanie szkolne bo
nasunęła mi się ta oto myśl. Pisałam wielokrotnie takie
pamiętniki, ale kończyło, zawsze się na tym ze zmuszona byłam
zaprzestać . Lecz nie mogę się z nimi rozstać, bardzo lubię
myśli swe wypisywać. Na samą myśl , że
moje liczne występki, i przestępki półroczne są już
spalone, łzy mi się cisną do oczu. Ale wracam do opisu szkoły.
Nasza klasa jest największa o trzech oknach i dwóch drzwiach. A promienie
słońca oblewają czterdzieści głów dziewczęcych,
które tworzą jakby jedną wielką rodzinę. Jednak nie wszyscy
członkowie tej wielkiej rodziny kochają się wzajemnie, jednak i są
tacy, którzy się kochają.
Dnia
21marca 1930 roku
Nauczycielki
Siedem
twarz kobiecych o różnych charakterach I usposobieniach. Nasza gospodyni
klasy nazywa się Bronisława Ostachowska, jest tęga I niskiego
wzrostu. Uczy nas wiele przedmiotów i jest bardzo dobra. Druga Pani uczy nas
rachunków, fizyki i śpiewu nazywa się Władysława Jakóbowska,
jest to wysoka tęga osoba o twarzy miłej I uśmiechu słodkim,
o głosie łagodnie-cichym. Kocham tą panią bardzo I szanuję
Ta Pani pozostała w mym małym serduszku nigdy niezapomniana. Naszą
nauczycielkę również kocham bo przecież ona poświęca
siebie samo jako matkę nam, ona pragnie naszego dobra i jest jakby aniołem
stróżem, zasłużyła na miłość i szacunek.
Dnia 26
marca 1930 r
"Praca
nad Uświęceniem"
26 marca 1930 rok
Już
dawno, bo przed półroczem wpisał ks. Katecheta kilkanaście
uczennic do 'Krucjaty Eucharystycznej' zostałam I ja wpisana. Prosił
nas ks. Katecheta abyśmy były wzorem tym, które nie należą
do Krucjaty,, także prosiły I Panie aby panowała wzajemna miłość
po miedzy nami. Niestety jednak brak tej miłości I jedności, jest
wiele takich do których ja należałam , że nie kochają się
wzajemnie Początkowo było trudne panować nad sobą. Od pewnej
jednak chwili postanowiłam dla każdej być uprzejmą..
Przyznam się, że tylko
do jednej dziewczyny
nie Krucjatki byłam nieżyczliwa. Byłam wczoraj na kazaniu,
na którym ks. Mówił ' Miłujmy nieprzyjacioły nasze' Zaraz też
pomyślałam , że ja tak ohydnie postępuję, przeciw tej
dziewczynce, która nie jest moim wrogiem a przecież jest moją rówieśniczką..
Postanowiłam mieć ją jako najlepszą koleżankę I
modlić się za nią aby się poprawiła, bo jest ta
dziewczynka zepsuta. Od chwili gdy zostałam przyjęta do medala wstąpiła
we mnie taka otucha I odwaga, że wszystko robię dla Pana Jezusa, który
jest Wodzem
Kwiecień.
Już trzy dni
jak zaczął się kwiecień a z nim wiosna. W pierwszym dniu było
bardzo ładnie, ale dzisiaj jest chłodniej. Cieszę się wiosna
bo jest to najpiękniejsza pora roku, ona budzi cala przyrodę do życia,
te lasy, pola i laki, budzi ptaszęta, kwiatom rozchyla kielichy. I ludzi
budzi do życia i do pracy to piękne wiosenne słonce. Zagląda
wszędzie i do dworu i do ubogiej chaty. Wszystko ozłaca swymi
promieniami, jakżesz ono piękne, jakże godne zachwytu. Dlaczego
nie ma być piękne, kiedy to wszystko stworzyła cudowna ręka,
godna chwały. Ale mało jest tych, którzy Ja czcza.
Dnia 4.IV.1930. Piątek.
Rekolekcje.
Wielki tydzień
się zbliża, wielki post w pełni, po kościołach odbywają
się rekolekcje i Gorzkie Żale. My także mamy rekolekcje, na które
uczęszczamy rano i po południu, dzisiaj jest drugi dzień
rekolekcji, jutro mamy spowiedź a pojutrze Komunie Święta. Jakież
to piękne wysłuchać Msze Święta. A potem kazania, trwa
to tylko przez trzy dni. Ksiądz przypomniał nam znowu o miłości
bliźniego i dal nam kilka przykładów o kilku dzieciach, o anielskiem
sercu, które płaciły za złe dobrem, mimo swej wielkości
szlacheckiego rodu. Jakżebym chciała być podobna do nich, na to
tylko trzeba mieć silna wole a to doprowadzi do tego czego się pragnie.
Dnia 6.IV.1930.
Niedziela.
„Ojczyzna”.
Ojczyzna moja jest
Polska a miastem urodzenia Kraków. Każdego kogo się zapytać (z
małymi wyjątkami) czy kocha swoja ziemie ojczystą odpowie ze „kocha”.
Pozna się człowieka czy kocha kraj w którym, w którym się
urodził, gdy odjedzie gdzieś poza granice tegoż. Tedy tęsknota
wyrywa mu serce i bladzi gdzieś daleko. Myśli jego pełzną
daleko – daleko!- Tam gdzie przypomina sobie lata spędzone w gronie
rodziny, gdzie Matka czuwała nad jego łóżeczkiem, pieściła,
tuliła do łona. A teraz ja odpowiem na pytanie: „Dlaczego kocham
Polskę”?
Kocham Polskę
bo Matka moja jest Polka, bo krew, która płynie w mych żyłach
jest Polska. Kocham ja, bo kryje w sobie tysiące bohaterów, którzy krwią
własną odzyskali niepodległość. Dlaczego nie miałabym
jej kochać przecież moje rówieśniczki stanęły kiedyś
w jej obronie. A ja miałabym być jedna z przeciwniczek kochanej
ojczyzny? Nie, nigdy nią nie będę!-
Dnia 8.IV.1930 r.
Wtorek.
„Ból sercu
zadany”.
Dzisiaj rano odniosłam
się do Babci bardzo niegrzecznie, za co spotkała mnie kara. Babcie
bardzo kocham, bo ona opiekuje się mną od małego dziecka, dlatego
ze Mamusia pracuje, wiec nie ma czasu. I ta oto Babcia, która kocham i oddałabym
życie dla jej ocalenia, odepchnęła mnie od siebie, nie podając
mi ręki do pocałunku na pożegnanie, gdy szlam do szkoły,
ścisnęło mi się serce, ale sama sobie jestem winna, wiec
pomyślałam tylko, ze będę się starać odkupić
winę. A w duszy powtarzałam słowa „Dusza moja pragnie
przebaczenia”.
Dnia 19.IV.1930 r.
Niedziela.
Moja Matka.
Moja mamusia jest
to niska i szczupła osóbka. Jest bardzo nerwowa przez wiele zmartwień
jakie przechodziła, ale poza tem starsza ode mnie, jednak nazwalam ja koleżanką
myśląc, ze Ja to nie obraza. Nazywa się Lola Sarnekowna, chociaż
ma III kurs seminarium. Wielokrotnie przerywała naukę gdyż
chorowała. Kocham ja bardzo, jest bardzo mila i dobra. Jakżesz ona z
chęcią pomagała mi w nauce. Gdy była chora nie skarżyła
się na bóle, ale znosiła je cicho i spokojnie. Kochać ja będę
serdeczniej jeszcze i modlić się za nią. O jakże pragnę
abyś była dobra dla wszystkich i serdeczna.
Dnia 19.IV.1930 r.
Wielka Sobota.
Groby.
Dziś oto byłam
z rodzicami oglądać groby Chrystusa Pana. Otóż idziemy ulicami
Krakowa wstępując po drodze do miejsc Świętych, wszędzie
jest pięknie i cicho. W moim ulubionym Kościółku jest grób
cichy i skromny, ale piękny. W grobie leży Zbawiciel a po obu bokach są
kwiaty, na klęcznikach klęczą dwaj ministranci (Ci co zawsze służą
do Mszy Świętej.). O jakże zazdroszczę im tego miejsca, jakże
to pięknie pilnować grobu Zbawiciela. Idziemy dalej wstępując
po drodze do każdego kościółka. Wchodzimy teraz do grobu, który
znajduje się w piwnicy. Gdy weszłam, zdawało mi się, ze
wchodzę do nieba, tak tu pięknie, droga usłana kwiatami na końcu
tej drogi, znajduje się grób Zbawiciela. Prawda, ze tu pięknie, ale
jakże cudnie musi być w niebie, o tysiąckroć piękniej.
O Jezu! Pozwól mi się tam dostać i zażyć tyle szczęścia,
nie chce mieć go tu na ziemi ale tam w krainie Niebieskiej.
Dnia 22.IV.l930 r.
Wtorek.
Wakacje świąteczne.
Przed tygodniem, w
tym samym dniu opuściłyśmy szkole na Święta. Wszędzie
słychać było: „Święta! Święta”, „Bądź
zdrowa”, „Zegnaj” itd. Żegnały się Panie wzajemnie życząc
sobie Wesołych Świąt. Także i koleżanki żegnały
się wspólnie. Panie życzyły nam abyśmy powróciły
zdrowe i wesołe i zabrały się do nauki bo tylko sześć
tygodni pracy a potem na wakacje. Słowa były serdeczne i słodkie.
Mamy dwa tygodnie wolne, za tydzień wracam do szkoły aby nadal się
uczyć. Daj nam o Jezu sile i zapal do nauki, abyśmy nie zasmuciły
rodziców zlemi świadectwami.
Dnia 24.IV.1930 r.
Czwartek.
Dni piękne.
Wiosna w pełni,
rozbudzone kwiaty kąpią się w promieniach słońca.
Przyroda ustrojona pięknymi kolorami, zielenią wygląda uroczo,
pola fijolkowe, otoczone srebrzystymi kolorami strumieni, w których przegląda
się lazur nieba! Na to piękno patrzą rozmarzone w wyobraźniach
oczy Oleńki, ręka jej pisze to, co oczy widza, gdzieś w oddali za
murami miasta, tam bladzi jej wyobraźnia. A któż to ta Oleńka?
Oto ja. Wiosno! Jak jesteś czarującą.
Dnia 25.IV.1930 r.
Piątek.
Nabożeństwo
miesięczne.
Co miesiąc 25
mamy wspólne nabożeństwo z wystawieniem N. sakramentu i kazaniem.
Nabożeństwa te odbywają się dla dzieci Dzieciątka Jezus
do których i ja należę. Jakież one piękne, pełne
uczucia, tęsknoty. Figurka maleńkiego Pana Jezusa, w domku Chrystusa
Pana klęczą dzieci, usteczka ich małe szepczą modlitwy,
oczyma wpatrzonymi w figurkę małego Jezusa, a Ten jakby uśmiecha
się do nich. Kazanie było osnute na tle modlitwy. Jakże powinniśmy
się modlić? Otóż w skrytości a Pan Bóg, który widzi w
skrytości odda nam. Słowa te powiedział Pan Jezus. Druga nasza
modlitwa jest modlitwa wspólna , a ta jako akt przebłagalny za wszystkich
tych, którzy bluźnią P. Bogu, taka modlitwa przynosi wiele łask.
Dnia 30.IV.1930
Środa.
Pierwsze nabożeństwo
majowe.
Przed siódma
wieczorem, poczęły dzwonić dzwony, wołając na nabożeństwo,
a na wieży słychać melancholijny glos trąbki grającej
ku czci Panny Niepokalanej, A tam u stop Niepokalanej Dziewicy wznoszą
hymny radosne i litanie. Wszystkie sera radują się i wznoszą
ponad błękity, szukają Niepokalanej uśmiechniętej,
promiennej otoczonej chórem aniołów. O Marjo. Ciesz się Matko ma
droga tysiącami dzieci swych, które garną się do Ciebie. Błogosław
im. A także i grzeszników prowadź na drogę żywota.
Dnia 3.V.193o r.
Uroczystość
3 Maja.
Dzisiaj to 3-go
Maja, każdego roku w tym dniu obchodzimy uroczystość na pamiątkę
Konstytucji 3 Maja a także święto Królowej Korony Polskiej. W
dniu tym jest Msza Święta. Polowa na Błoniach, defilada i rożne
ceremonie. Ja byłam z mamusia na Błoniach, gdzie widziałam wiele
ciekawych rzeczy. Otóż byli tam uczniowie i uczennice z gimnazjum i szkol
wyższych. Harcerze i harcerki, strzelcy, sokoli, wojsko a wreszcie stany
robotnicze. Wszędzie rojno było i gwarno, można porównać do
huczącego morza.
Dnia 4.V.1930r.
Przechadzka.
Dzisiaj byłam
z rodzicami poza Krakowem u wujcia. Ponieważ pogoda sprzyjała poszliśmy
zaraz na przechadzkę. Niebo było lazurowe a słonce ogrzewało
cala ziemie. Otóż idziemy piękną aleja lipowa, która prowadzi
do dworu. Piękną aleja ocieniona drzewami, a gdzie się kończy
widać wspaniały dwór otoczony ogrodami. Drzewa ocieniają go, a
przez to nadają mu wspaniałego uroku. Widać, ze jest to stary
zabytek. Obok dworu jest olbrzymia wieża z zakratowanymi oknami co oznacza,
ze tam było niegdyś wiezienie. W ogóle przedstawia mi się
tajemniczy widok, na który lubię patrzeć. Długo jeszcze byłam
na przechadzce ale nic nie pociągnęło mnie do opisania jak ów
tajemniczy dwór.
Dnia 6.V.1930 r.
Misje.
W kinie „Wandy”
była przedmowa ks. Piotrkowskiego o misjach chińskich. Ksiądz P.
Był 19 lat w Chinach, pracując jako misjonarz. Poszłyśmy na
przedmowę te ze szkołą. Przedmowa
bardzo mi się podobała. Jakże pracować trzeba
wytrwale nad temi „zbłąkanymi owieczkami”. Ale myślę, ze
daleko więcej modli się ten nawrócony lud pogański aniżeli
my co jesteśmy już dawno katolikami. Jakżeż wielkiej trzeba
cierpliwości nad tym dziwnym narodem. Czyż ja bym miała cierpliwość?
Tego nie wiem, ale z miłości dla Jezusa Chrystusa i na odkupienie
wielu dusz, to bym się poświęciła, jeśli bym tylko mogła,
lecz trzeba najpierw dbać o czystość własnej duszy za młotek.
A ja nie umiem, igle jeszcze obrażam P. Boga mimo, ze dusze moja okrywa
zbroja Rycerza Eucharystycznego.
Dnia 19.V.1930 r.
Piątek.
Dzień Matki.
Od niedawna dopiero
ustalono, ze każdego roku w druga niedziele majowa ma być dzień
poświecony Matce. Tamtego roku pamiętam, słyszałam w tym
dniu w radiu piękny odczyt „Pewna wdowa we wsi mieszkała z ośmioletnia
córeczką. Matka ciężko zachorowała. Mała dziewczynka
opiekowała się gospodarstwem a także i matka. Modliła się
gorąco o zdrowie ukochanej Matuchny. Przemęczona praca jaka spadla na
jej małe raczki z dniem każdym czuła się słabsza, aż
jednego dnia zemdlała. Matka mimo ze była słaba ocuciła
dziewczynkę i ułożyła ja do łóżka. Z dniem każdym
wzrastała gorączka, przeto matka postanowiła iść do
lekarza, do odległego o kilka mil miasteczka. Nie zważała na
dzieląca przestrzeń ani na ciężka zimę, poszła. Płaty
śniegu spadały na dwie ciemne postacie idące droga, wiatr
przenikał ich marna odzież. Jechała jakąś furmanka i na
usilne posty matki pozwolił im się przysiąść i zawiózł
je do tej właśnie miejscowości, gdyż tam jechał. Matka
wysiadła z dzieckiem i poszła po krótkim odpoczynku do lekarza.
Lekarz oznajmił, ze nic groźnego nie ma, zapisał lekarstwa i kazał
leżeć w łóżku. Wieczór się zbliżał wiec udały
się w powrotna drogę. Wstąpiła matka do przydrożnego
domku, aby tam się przenocować ale odepchnięto ja wszędzie
gdzie tylko zaszła. Matka zmęczona nie miała już siły iść
a mróz był coraz większy. Mała dziewczynka wołała, aby
usiąść na chwilkę gdyż nie może już iść.
Matka choć sama słaba wzięła dziecinę na ręce i szła
dalej, przytulając ja aby nie było jej zimno. Mróz iskrzył się
w migocącym księżycu, a ciemna postać szła. Z każdą
chwilą ubywało jej sil. Nagle upadla aby już więcej nie
wstac. Gdy ranek nastal jechala jakas furmanka, woźnica z oddali zobaczył
jakiś ciemny przedmiot. Zbliżył się do niego, przedmiotem
tym było skostniałe ciało matki i żywa dziewczynka. Jakich
cudów bohaterstwa dokonała ta oto matka w poświeceniu dla własnego
dziecka. Czyżby tego samego nie uczyniło wiele matek, a miedzy innymi
i moja? Ona na pewno poświęciłaby jeszcze więcej cierpień,
gdyby chodziło o ocalenie mego życia. Matka każda jest aniołem
stróżem a zarazem druga osoba po P. Bogu. Ona klęczała nad moja
kolebka błagając o moje zdrowie. Gdy byłam większa uczyła
mnie chodzić, odpowiadała mi na każde pytanie jakie Jej zadawalam.
Jednym słowem nie jestem w stanie wynagrodzić Jej za to, chociażbym
otaczała Ja opieka i wdzięcznością. A tym bardziej ja co
jestem nie dobra dla mojej matki.
Dnia 12.V.1930 r.
Mile popołudnie.
Dzisiaj miałyśmy
świecone (te co do Krucjaty należą). Zaraz po południu zebrałyśmy
się w szkole w jednej z największych sal naszej szkoły. Najpierw
jedna z Rycerek powinszowała ks. Katechecie, ponieważ miałyśmy
wolne w dzień imienin. Potem było poświecenie przygotowanego stołu
i wzajemne życzenia. Ks. Katecheta życzył nam tylko abyśmy
nie splamiły dusz naszych grzechami. Tak piękna miął przemowę
i chociaż krotka to jednak zachowana w głębi serca. Były także
4 Panie: P. Ostachowska, P. Bleszynska, P. Butrymowiczowna i ta kochana P.
Jakubowska – uśmiechała się do wszystkich słodko. O jakże
bardzo kocham te Panią, która roztacza słodycz wokoło siebie. Po
życzeniach zajadałyśmy rożne przysmaki a potem bawiłyśmy
się jeszcze dosyć długo.
Dnia 14.V.1930 r.
„Mała
blondynka”.
W niedziele P.
Jakubowska przyprowadziła mała swoja córeczkę do kościoła,
jest to mała blondynka o szarobłękitnych oczach. Bardzo milutka
dziewczynka, całkiem podobna do mamusi. Bardzo żywe dziecko a zarazem
kochane.
Dnia 24.V.1930 r.
Dziwny sen.
Już dawno miałam
dziwny sen a zarazem pieką i chociaż dawno już to jednak utrwalam
go w pamięci. Otóż śniło mi się, ze stałam nad
strumykiem i nagle zobaczyłam na niebie piękna postać Matki
Boskiej opromieniona złotą aureola i była wtenczas cudna, uśmiechnięta.
Cudny był to sen i pragnęłabym aby był przeniesiony w
rzeczywistość. Ale czyż zasłużę na to? O jakże
wielkiej trzeba Świętości i ubóstwa. Ja jednak nic nie mam z
życia nadziemskiego i ciągle mi cos brakuje. Niecierpliwie się,
gdy cos cierpieć przypadnie. Postanawiam jednak, ze gdy będę miała
jakieś przykrości to w tej chwili modlić się będę,
aby usta moje strzeżone nie wyrzekły słowa zniecierpliwienia.
Dnia 25.V.1930 r.
Modlitwa.
Dzisiaj kazanie było
o modlitwie. Otóż modlić się należy:
z uwaga, wytrwale, gorąco i szczerze. Modlimy się zawsze za pośrednictwem
Matki Boskiej i P. Jezusa, bo Ci są naszemi pośrednikami. Modlitwa
jest rożna, modlitwa bez uwagi nie może być wysłuchana, ani
nie szczera bo i jakże może nas P. Bóg wysłuchać, kiedy
rozmawiamy z Nim a o czem innem myślimy lub gdy nie modlimy się
szczerze. Gdy modlimy się nie tylko zewnętrznie ale i sercem zatapiamy
się w modlitwie, to wtedy zostajemy wysłuchani i otrzymujemy cel
upragniony.
Dnia 30.V.1930 r.
Nabożeństwo
żałobne.
Przed dwoma laty
żyła pobożna dziewica, nazywała się Hermina Kowallanka.
Była to anielska dziewica o niewinnym sercu. Kochała Jezusa Chrystusa
to tez odeszła do Niego w 22-giej wiośnie życia. Poszła w
tym pięknym miesiącu maju. Żyła ona wraz z rodzicami i rodzeństwem,
wszystkich otaczała miłością , to tez rodzina i rodzeństwo
nie mogła znieść tej bolesnej straty. Dzisiaj o godz. 7 rano była
Msza Święta. Za jej czysta dusze.
Dnia 31.V.1930 r.
Ostatnie nabożeństwo
majowe.
Dzisiaj zakończył
się ten cudny miesiąc maj a wraz z nim nabożeństwa jak na
pierwszym nabożeństwie było i dzisiaj, lecz smutniej, bo oto
rozstanie się z Matka Najświętsza. Jakież to smutne
rozstanie nas dzieci z Matka nasza, prawda ze Ona czuwa nad nami przez cały
rok i cieszy się gdy często ciało Syna Bożego przyjmujemy do
serc naszych. ale miesiąc ten jest wybrany, w którym czcimy Matkę
nasza. O Matko zmiłuj się nad nami biednymi,
grzesznymi
dziatkami i błogosław nam. Nie daj nam zginąć.
Dnia 14.VI.1930 r.
Przedstawienie.
Wczoraj i dzisiaj
odbyło się przedstawienie z naszej szkoły w sali ks. Kuznowicza,
w którym brałam udział p.t. ”Zemsta Basi”.
Był także „Sen Lalek” i wiele jeszcze tańców. Jedna
dziewczynka z trzeciej klasy bardzo ładnie tańczyła. Wszyscy byli
nią zachwyceni. Cale przedstawienie udało się doskonale,
naturalnie przy przemęczeniu się Pan. Pani Jakubowska charakteryzowała
nas co mnie bardzo cieszyło, gdyż pod dotknięciem jej
białych raczek czułam ze jestem ładniejsza.
Dnia 15.VI.1930 r.
Marzenie.
Każde dziecko
marzy aby jak najprędzej wyjechać poza mury miasta i odetchnąć
świeżym powietrzem. Aby jak najprędzej wyjechać do pięknych
gór i lasów i tam przysłuchać się tajemnicy natury. Tej cudnej
natury, którą zdobi świat cały, a którą jest pięknem
niewypowiedzianym. O i ja marze wyjechać i odpocząć przez te dwa
miesiące, bo czuje zmęczenie, o którym milczę aby nie martwic
rodziców, którzy są bardziej zmęczeni ode mnie. Na wakacjach jednak
trzeba także pracować, ale dla chwały Bożej i upiększenia
duszy. Otóż i ja składam przyrzeczenie o Tobie mój
„Wodzu Kochany”, ze będę pracować przez czas wakacji
wyłącznie dla Ciebie o Panie.
Dnia 16.VI.1930 r.
Bierzmowanie.
Dzisiaj dnia 13 w
piątek odbyło się nasze bierzmowanie. Rano o siódmej miałyśmy
Msze Święta., na której przystąpiłyśmy do Komunii
Świętej. Potem około godziny ósmej poszłyśmy do OO.
Franciszkanów, gdzie odbyło się bierzmowanie. Biskup krakowski nas
bierzmował, czyniąc znak krzyża na czole umaczanym w Krzyzmie
Świętym. Palcem. Po otrzymaniu tego sakramentu, czuje niebiańska
sile nad złymi duchami i prędzej je przezwyciężam. Pragnę
naokoło siebie roztaczać won cnot.
Dnia 18.VI,1930 r.
Środa.
Wycieczka.
Dzień
dzisiejszy to dzień pełen przyjemności. Rano wyjechałyśmy
ze szkołą do Krzeszowic na wycieczkę. Jest to piękna okolica
górzysta i leśna. Od stacji idziemy prosto przez park , a potem ścieżka.
Idąc ścieżka spotkała nas mała przygoda, bo oto jedna
dziewczynka zgubiła buta w bajorze i mimo usilnych poszukiwań nie
znalazł się. Przeto zmuszona była iść w pożyczonych
pantoflach. Na wyciecze jest nas 86 osób nie wyłączając naszej
Pani Jakubowskiej. Pani Jakubowska jest z córeczką i mężem. Jest
także i ks. Katecheta co nas bardzo cieszy, gdyż jest wesoły i
lubi dużo rozmawiać w czasie podroży. Gdy skończyła się
droga polami, zaczął się las. Już z dala widniejący ,
gdyż położony jest na górze, a u stop tej góry wypływają
liczne źródełka, co jest bardzo charakterystyczne. Z jednego źródła
napiłyśmy się wody, którą nas ożywiła, dodając
sil do dalszej podroży. W lesie usiadłyśmy, pożywiłyśmy
się i po odpoczynku udałyśmy się w dalsza podroż. Idąc
droga przechodzimy przez rożne
kładki i oglądamy charakterystyczne widowiska. Oto drzewo skamieniałe,
dalej źródło Św. Tereni od Dzieciątka Jezus, potem źródło
Święte. Eliasza, otoczone murem w kształcie serca. Dalej jakieś
jakby ruiny jakiegoś zamku, mur jakiś z kamieni. Po długiej wędrówce
usiadłyśmy znowu w lesie, zażywając wiele przyjemności.
Zapomniałam wspomnieć, ze znajdujemy się nie w Krzeszowicach ale
już w Czernej i stad mamy iść na szczyt góry do klasztoru oo.
Karmelitów Bosych, któż się tu znajduje. Po dość długim
odpoczynku idziemy w gore po dość męczącej drodze, aż
wreszcie dotarłyśmy do celu. Oczom naszym przedstawia się dosyć
duży klasztor a przed nim cudna figura Matki Boskiej i krzyż ze
Zbawicielem. Klasztor ten znajduje się w środku lasów, nigdzie nie
widać chaty. Widok tajemniczo-smutny, prawdziwie zakonny. Kościółek
maleńki ale piękny i tak cichy, ze słychać bicie własnego
serca. Obok kościoła jest cmentarz klasztorny. Jest tu jeden grób o
którym ks. Katecheta opowiedział nam przed wejściem do klasztoru. W
grobie tym znajduje się błogosławiony zakonnik Józef Kalinowski,
który uważany jest za świętego. Stwierdzono kilka cudów. Po oglądnięciu
wszystkich zacisznych miejsc klasztoru, idziemy wyżej aby zobaczyć
klasztor z góry. Na górze tej znajdują się ruiny dawnych pustelni i
wiele innych ciekawych rzeczy. Po odpoczynku udałyśmy się w drogę
powrotna.
Dnia 23.VI.1930 r.
Poniedziałek.
Procesje.
W czasie oktawy Bożego
Ciała odbywają się liczne procesje. We czwartek Bożego Ciała
po południu była procesja od oo. Karmelitów Bosych, wyszła
o godz. 6-tej z asysta od Św. Floriana i od Św. Mikołaja czyli
parafialnego. Procesja szła najpierw ul. Lubomirskiego, gdzie w bramie szkoły
męskiej był pierwszy ołtarz, przy którym śpiewał chór
mężczyzn, potem zaś chłopców. Przy każdym ołtarzu
było podobnie. Małe aniołki sypały kwiaty Temu, który je
kocha.
Dnia 27.VI.1930 r.
Imieniny.
Dzisiaj oto dzień
imienin P. Jakubowskiej, tej kochanej i drogiej sercu memu Pani. Lecz oto nie
mogę iść do szkoły, nie mogę Jej winszować, chociaż
nauczyłam się powinszowania, co mnie bardzo smuci. Opowiadała mi
jednak koleżanka co było w szkole. Otóż pośród kwiatów złożonych
na cześć Jej imienia, widać było twarz uśmiechniętą
słodko. O jakże mi smutno, ze nie mogę obsypać Ja różami
i ucałować Jej słodkich usteczek!
Dnia 28.VI.1930 r.
Wakacje.
Dziś oto dzień,
w którym zegnamy mury szkolne na dwa miesiące, inne już na zawsze. O
godz. 9-tej miałyśmy Msze Św. Z kazaniem ks. Katechety, który na
pożegnanie dal nam upomnienie abyśmy w czasie wakacji nie zapomniały
o P. Bogu. Wróciłyśmy do szkoły, gdzie odczytano wyniki całorocznej
pracy. Ja przeszłam w dobrym postępie, gdyż z religii (miałam
tylko dobrze) mimo mego wysiłku i starania. Po rozdaniu świadectw poszłyśmy
się pożegnać. Najpierw z nasza Panią a na końcu z Panią
Jakubowska – ta kochana Panią. Ucałowałyśmy się
wzajemnie. W oczach Pani zobaczyłam łzy, odeszłam aby ich nie
widzieć. Pożegnałam oczami szkole. Zegnam was mury szkolne!-
Dnia l.VII.1930 r.
Muza.
Kocham muzykę
bardzo lecz tylko te, którą ma tęskna melodie. Muzyka skrzypiec i
fortepian maja właśnie taka. Kocham również grę na harfie,
ta muzyka to jakby płacze. Kocham ja bo ukaja ból. Teraz tez słucham
muzyki skrzypiec, ktoś wygrywa tęskna melodie, którą otwiera mi
serce. Zdaje mi się, ze słyszę muzę anielska.
Dnia 8.VII.1930 r.
Mury klasztoru.
Przy ul. Kopernika
znajduje się klasztor ss. Karmelitanek Bosych. Wczoraj wieczór przechadzałam
się Kolo tego klasztoru. Wysokie mury otaczają klasztor i ogród. Poza
murem znajduje się tajemniczy klasztor. W klasztorze znajdują się
niewidzialne zakonnice. Wszystkie tajemnice kryją się za tymi murami
klasztoru. O jakże chciałabym być poza nimi. I żyć
jedynie dla Jezusa Chrystusa.
Dnia 13.VII.1930 r.
Nowenna do Matki
Boskiej Szkaplerznej.
Od poniedziałku
zaczęła się nowenna do Matki Boskiej Szkaplerznej. Do Matki tej,
którą okrywa nas swoim płaszczem i chroni od ognia piekielnego. Nie
mam jeszcze na sobie płaszcza tego, lecz z końcem nowenny zawiedzie je
na piersi te drogocenna szatę, a ta strzec mnie będzie od złego.
Dnia 16.VII.1930 r.
Przyjęcia.
Dziś oto dzień,
w którym kończy się nowenna. Rano po spowiedzi i komunii
Św.. Wdziałam na piersi Szkaplerz, który chroni mnie od złego.
Matka Najświętsza wzięła mnie pod swój płaszcz i
opiekować się mną będzie. Ta matka, pod której opieka nie
zginie nikt.
Dnia 17.VII.1930 r.
Pokora.
„Bądź
pokorna, bo pokora
To umysłów wyższych
znamię
Burza hardych
łatwo zmiecie
Lecz pokornych nic
nie złamie”.
Słowa te
napisane przez moja P. Nauczycielkę. Słowa te mam zawsze w pamięci.
Pokora to piękna cnota każdego człowieka. O jakże pragnę
ja posiadać. Gdyby była rozsiana pokora miedzy ludźmi, czyżby
byli biedni na świecie? Czy byłaby nienawiść? O nie nigdy.
Pragnę by była rozsiana, a takie jedno ziarno by wpadło w moje
serce.
Dnia 18.VII.1930 r.
Praca.
Upały są
wielkie, a tam w fabrykach słychać turkot maszyn, brzęk żelaza,
bicie młota. Przy pracy stoją okopceni brudni robotnicy. Z czoła
ich płynie pot. Te nędzne twarze okazują wielkie zmęczenie,
lecz pracują wytrwale, aby zarobić na kawałek chleba dla rodziny.
Nikt nie zdoła opisać tak ciężkiej pracy rzemieślnika.
A jednak istnieć ona musi, bez jej istnienia nie mogła by być i
praca umysłowa.
Dnia 19.VII.193o r.
Mały apostoł.
Brat tej anielskiej
dziewicy, którą umarła to mały apostoł, wzór młodzieży
męskiej. Służy on Panu Bogu wiernie, usługuje do Mszy Św.
I idzie za przykładem zmarłej siostry. O gdyby brali wzór z niego czyż
byłoby tylu niedowiarków, młodych bandytów i wielu wyrzutków społeczeństwa?
O nie. Niechże on będzie przykładem dla ówczesnej młodzieży,
a wówczas rozsieje się pokora! Kocham
jego niewinność i czyste serce.... W jego oczach świeci wiara i
miłość.
Dnia 2O.VII.1930 r.
Odjazd.
Wczoraj wyjechałam
już z Krakowa na wieś, jechałam autokarem. Gdy wyjechałam
poza mury miasta z dala rozwidlają się lany zbóż i lasy. Jakiż
to cudny widok, dopiero tu widzę cale piękno natury. To potęga
przyrody. Jestem teraz na wsi. Jest to piękna okolica, wszędzie widać
lany pól, w przeciwnej stronie czerni się las tajemniczy, którego nie
znam. Bardzo cieszę się, ze jestem już w śród pól i lasów.
Kocham cala przyrodę, bo ona jest tak cudna, ze otwiera serce i każe
patrzeć na siebie.
Dnia 21.VII.1930 r.
Wieśniacy.
Kocham wieśniaków,
bo to naród pracowity i wytrwały. Kocham ich bo są to Polacy. Kocham
ich prostotę i pracowitość, pragnę być ich opiekunka.
Te kochane twarze spalone od słońca o sczerniałych wargach i
zgrubiałych rękach, świadczą o ciężkiej pracy. O
jakże powinnam ich kochać, oni pracują nad ta przyroda, którą
zachwycamy się. Te złote kłosy wyrastają spod pracy ich rak.
O jakże ciemni są ci co gardzą ręką wieśniaka. Ona
godna jest uścisku! –
Dnia 22.VII.1930 r.
Zachód słońca.
Gdy wieczór się
zbliża, tedy słonce czerwienieje i zniża się. „Cale
zaczerwienione, jak zdrowe oblicze gospodarza, gdy prace skończywszy
rolnicze na spoczynek powraca”. Znika z horyzontu powoli, kryje się poza
góry i znika. Słońce to życie ludzi, ono daje życie!
Dnia 23.VII.1930 r.
Tajemniczy las.
Dziś oto byłam
w lesie i słuchałam tajemnicy natury. Las to żywiciel ludzi, gdy
patrzę w ziemie widzę czerwone jagody, które wyglądają jak
drobne kwiaty. Wszystko to takie urocze, wszystko to cieszy mnie. Las szumi cały
jakby czar jaki panował w nim. W lesie można się nasłuchać
tajemnicy natury, tej potęgi świata!
Dnia 24.VII.1930 r.
Wicher.
Dzisiaj wiatr wieje
w całej swej potędze, nachyla pnie drzew i lamie gałęzie.
Przechodniom zasypuje oczy piaskiem. Wiatr to potęga natury! On potrafi zmieść swa potęga to, nad cezem
pracowało wiele rak ludzkich i nic oprzeć się jego potędze
nie może....
Dnia 25.VII.1930 r.
Praca na roli.
O jakże ciężka
jest praca rolnika! Teraz są żniwa. Mężczyźni i kobiety
pracują nad temi złotymi kłosami, a te garną się do ich
zgrubiałych rak. Pracują – a grube krople potu kąpią po zmęczonej
twarzy. Jednak nie zważają na zmęczenie, ale są wytrwali.
Cieszą się ta rola, którą spod ich rak daje im chleb.
Dnia 26.VII.1930 r.
Zagroda wiejska.
Chata pokryta
strzecha, stajnia i stodoła stanowią zagrodę wiejska. Tu gdzie
jestem jest podobnie, wszystko zasiane prostota, a jednak wszystko jest piękne.
Małe okienko od pokoiku, w którym mieszkam odsłania mi liczne wioski
osadzone na wzgórzach i dolinach. Cały krajobraz przyrodniczy widzę i
napawam się jego urokiem!
Dnia 3.VIII.1930 r.
Kościółek
wiejski.
Dziś oto byłam
w kościółku wiejskim, na wzgórzu pośród drzew widać maleńka
wieżyczkę z krzyżem. Kościółek ten otoczony jest
licznymi wzgórzami, na których jakby żyły poskręcane liczne
drogi, prowadzące do odległych wiosek. W środku dużo ludzi,
klęczą lub stoją, w skupieniu modlą się. Skromny to kościółek
lecz kochany bo tu spracowani modlą się o sile do pracy...
Dnia 7.VIII.1930 r.
Przy blasku księżyca.
Gdy na sklepieniu
niebieskim ukaże się księżyc, migotliwe jego blaski oświecają
cały świat pogrążony w ciemności. Podróżnym oświeca
drogę, którą przy jego blasku jest przyjemna. Gdy noc jest księżycowa,
wtedy jest piękna, bo księżyc to jakby tajemnicze jakieś
światło połączone z czarami, lecz czarami natury. Czary
takie kocham, osłaniają one tajemnice ciszy nocnej!
Dnia 9.VIII.1930 r.
Dni pochmurne.
Kilka dni niebo
zaciągnięte jest szaremi chmurami i chwilami pada gesty deszcz. Smutno
i tęskno jest teraz, lato się kończy a po nim będą
smutne dni jesienne. Chwilami smutno mi i tęskno, łącze się
wraz z ta zmienna pogoda i płacze razem z deszczem. Lecz jest to tylko
imaginacja, bo musza być i dni pochmurne. I w życiu każdego człowieka
są dni słoneczne i dni pochmurne. Są dni, w których człowiek
czuje się najszczęśliwszy, w innych zaś posępny i
smutny.
Dnia 12.VIII.1930
r.
Powrót.
Rano dzisiaj
wyjechałam już ze wsi, lecz nie autobusem tylko furmanka, przez co
podroż była mniej wygodna. I znowu rozpościerają się
pola lecz zaorane, wszędzie szaro i pusto „Zegna ptaszę las i gaj bo
w daleki leci kraj, gdzie jaśniejsze słonko lśni, gdzie
cieplejsze dni”. Już zegnam wieś a witam mury miasta Krakowa.
Dnia 31.VIII.1930
r.
Ostatni dzień
wakacji.
Dzień
dzisiejszy to dzień ostatni tegorocznych wakacji, jakże one prędko
minęły. Wszystko mija szybko, jak szybko mijają lata i wakacje
także i życie człowieka, które składa się z wyobraźni.
Dzisiaj zegnam już wakacje, które już nie będą nigdy, będą
lecz inne. Na innym polu wyobraźni.
Dnia 3.IX.1930 r.
Witajcie mury
szkolne.
Dzisiaj witam
drogie osoby i mury szkolne... I znowu zaczyna się nasza praca, lecz czy
ona będzie wytrwała? Pragnę osiągnąć cel całorocznej
pracy, lecz czy go osiągnę? To zapytanie mnie meczy. Lecz czyż można
wątpić, mając nad sobą niebiosa i łaskę Boża.
Nie, Jezu mój daj mi wytrwałość i sile rozumu i pamięci,
abym objąwszy te ogromy nauki Boskiej i ludzkiej stała się godna
miłości Twojej. Postanawiam uczyć się wytrwale, tak abym osiągnęła
cel własny.
Dnia 4.IX.1930 r.
Kwiecie młodości.
Kocham dzieciństwo
i nie chciałabym nigdy być dorosłą. W dzieciństwie
umrzeć i być w gronie aniołków to zaszczyt nie do opisania. Lecz
ja przeszłam już w lata młodociane i czyje się przez to
nieszczęśliwa, a jednak wiek , w którym żyje jest piękny,
żyje w kwiecie młodości i wyobrażam sobie, ze jestem kwiatem,
którego ogrzewają promienie słońca i żyje wśród piękna.
Lecz nie, teraz jest mało piękna na świecie. Wszyscy żyją
w obrzydzeniu. Ja jednak nie patrzę w otoczenie. Patrzę w piękno
natury i wyobrażam sobie, ze żyje w bogactwie – jestem magnatka
życia. Lecz nie marze o tem.... – żyje w wyobraźni .... i nią
się cieszę i mowie: ze życie jest piękne!
Dnia 8.IX.1930 r.
Ukochana lekcja.
Dzisiaj miałyśmy
lekcje z P. Jakubowska i lekcja ta wydawała mi się bardzo kochana lecz
bardzo krotka. Minęła jak sen – pozostawiła tylko mile
wspomnienia. Pani wydala mi się milsza i piękniejsza, kocham Ja
jeszcze bardziej tak jak pierwsza osobę po rodzicach. Lecz smucę się
tym, ze będzie nas uczyła bardzo mało, bo uczy pierwsza klasę,
mimo to serce moje będzie przy niej. Nie wiem dlaczego Ja tak pokochałam,
lecz jest w Niej tyle słodyczy iż każdy musi ja pokochać.
Dnia 9.IX.1930 r.
Nowe koleżanki.
Wczoraj przyszło
do naszej klasy 20 nowych uczennic przeniesionych z braku miejsca z innej szkoły.
Jednak przyszło dzisiaj tylko piec: Krystynka, Marysieńka, Mała,
Danusia i Maniusia. Krystynka to wysoka brunetka o czarnych oczach zasłoniętych
długimi rzęsami, okrąglej twarzy. Jest to bardzo mila dziewczynka,
posiada figlarne ruchy, które czynią ja mila. Marysieńka jest to również
mila i ładna dziewczynka o słodkim uśmiechu, przy którym
pokazuje białe równe żabki.
Mała to dziewczynka o dziwnym wyrazie twarzy, o szarych oczach i za małym
nosie stosunkowo do dużej twarzy. Danusia i Maniusia
to również dosyć mile dziewczynki. Maniusia ma długie
śliczne warkocze a Danusia to wysoka i szczupła dziewczynka o bardzo
nerwowych ruchach. Nowe koleżanki bardzo mi się podobają i zdaje
mi się, ze je już pokochałam nie znając ich charakterów.
Dnia 10.IX.1930 r.
Poranek szkolny.
Przed ósma rano na
ulicach miasta ciągną się szeregi uczniów i uczennic. Młodzież
ta idzie do rożnych szkol po wiedze, wzrastając w lata. Kiedyś
rozejdą się w rożne strony życia. Lecz gdy będę już
dorosłą pracując gdzieś w innym mieście , idąc ulica zdała zobaczę
jakąś twarz, którą przypomni mi lata dziecinne, w osobie tej
poznam ma rówieśniczkę z lat szkolnych. Wtedy uściskam ja i
pobiegnę myślami wstecz przypominając wspólna prace i zabawy. O
jakież będzie to mile wspomnienie!- Lecz... gdzieś przyjdzie z
biegiem lat to straszne słowo wojna.... i pogrzebie tysiące ludzi
wtedy nie zobaczymy się już nigdy! Aż tam u bram Niebieskich!-
Dnia ll.IX.1930 r.
Nowa nauczycielka.
Mamy nowa
nauczycielkę, którą uczy nas rachunków. Jest dobra, lecz niczym nie
dorówna P. Jakubowskiej. Jest to niska i otyła osoba o szarych
przenikliwych oczach i siwiejących długich włosach. Wyobrażam
jednak sobie, ze uczy nas P. Jakubowska pytając nas cichym, słodkim głosem,
ta zaś grubym i krzykliwym. Musze się pogodzić z myślą,
zew rachunków uczy nas ta nowa nie znana nauczycielka.
Dnia 15.IX.1930 r.
Piękność.
Kocham piękność
naturalna, której jest mało u ludzi, którzy posiadają ja sztucznie,
malując się itp. Ja jestem brzydka, wyobrażam jednak sobie, ze
mam śliczne czarne oczy ocienione długimi czarnymi rzęsami, ze
posiadam alabastrowe czoło, piękne wiśniowe usteczka i długie
złote loki. Nie pragnę być wcale piękna, bo wszystko jest
przemijające i nic nie warte. Wartościowa piękność, to
piękność duszy, którą by można porównać do lilii,
tego pięknego kwiatu. Jednak moje szare oczy patrzą i umieją cenić
piękno natury i napawać się nią. Usta moje szerokie i grube
wargi mogła wymówić słowa, ze jest jeszcze piękność
na świecie nieludzkim!
Dnia 16.IX.1930 r.
Mogiła.
W mogile jest teraz
odpust. Dzisiaj byłam w Mogile. Jest tam kościółek, w którym
znajduje się cudowny Pan Jezus ukrzyżowany. Jest dużo ludzi w
kaplicy cudownego Chrystusa, pomiędzy nimi klęczy szczupła
dziewczynka wpatrzona w oblicze Ukrzyżowanego... to ja. Za mną dziesiątki
oczu patrzą w to miejsce, a Chrystus zda się
słuchać lecz zarazem smucić, ze przyszli do Niego tylko
przeważnie ludzie wiejscy, a gdzie są setki tych, którzy obrażają
go codziennie. Nie, nie przyszli żebrać o przebaczenie i czyż nie
ma smucić się Chrystus tylu zgubionymi owcami!
Dnia 22.IX.1930 r.
Pożegnanie
W murach klasztoru
Karmelitów Bosych znałam jednego z braciszków. O jakże milo jest
rozmawiać z osobami, które żyjąc za murami
klasztoru i są oddane Bogu, te które maja wyższe cele. Słowa,
które wymówił ten braciszek pokochałam i wzięłam do serca.
Wczoraj byłam pożegnać się
z Nim, gdyż
wyjechał do Rzymu. Dostałam na pamiątkę medalik i ile
razy spojrzę na niego przypomnę sobie tego braciszka. Może zobaczę
jeszcze kiedyś twarz zawsze uśmiechniętą
z wyrytym napisem „Dziecię klasztoru”.
Imię klasztorne tego braciszka
zowie się „Wenanty”. Imię to
zapisane jest w mej pamięci pozostawiając słodkie
wspomnienia „rozmowa o wyższych celach”.
Dnia 25.IX.1930 r.
Powrót do Jezusa.
I znowu zaczyna się
nasza praca rycerska. Małe
serduszka zapalają się miłością i goreją. Garną
się dziatki do Zbawiciela a Ten tuli je do Siebie i zachęca do pracy.
O Jezu czy nie mogłabym być jedna z pośród
dziatek? Niech stanę się maleńką dzieciną
otuloną Twymi świętymi
dłońmi. Niech będę cichą skromną
abym była pośród nich. Nie dozwól
abym była pyszną, dumną,
abym pogardzała drugimi. Gdy stanę się
taką Weź mnie do
Siebie Jezu i przygarnij na zawsze. Ach czyż mogę o to prosić!
Jestem tego niegodną. Lecz pozwól o Panie aby tak było... Ojcze mój
drogi, Ojcze wszystkich ludzi....
Dnia 29.IX.193o r.
Tajemne uczucie.
Ja nie mam ojca. Słyszałam
tylko, że ojciec mój był Czechem i odszedł gdzieś ode mnie
i Matki mojej, zapominając o nas. Pamiętam tylko, ze byłam gdzieś
w obcym kraju i mówiłam innym językiem, o innym brzmieniu. Jednak
urodziłam się w Polsce i Matka moja jest Polka, a wiec jestem w głębokim
przekonaniu, że jestem Polka i będę nią do końca życia.
Ojca pamiętam tylko
przez sen, wiem że przynosił mi zabawki jakiś wysoki przystojny mężczyzna,
któremu mówiłam „tato” swym dziecięcym głosem. Było to
w Czechach, w dużym mieszkaniu, pięknych meblach. Potem ojciec rzadko
przychodził do domu, byłyśmy na lasce Pana Boga i dobrych ludzi.
Potem mieszkałyśmy
u jakiejś bogatej ładnej kobiety, bawiłam się na dużym
podwórku i ten wysoki mężczyzna mnie wziął i zaniósł
gdzieś.
Mamusia mnie
odnalazła, po jakimś czasie przyjechałyśmy tu do Polski i tu
żyję i wyobrażam sobie, ze nie mam ojca, a wszystko co pamiętam
jest bajka usnuta. Mam jednak Ojca w Niebiosach
i pod Jego opieką nie
zginę....
Dnia 1 października
1930 r.
Romantyczne dziewczę.
Jest moja kochana
koleżanką. Zocha B. Jest to zgrabna dziewczyna o ślicznych marzących
oczach i kręconych włosach. Bardzo ja kocham. Gdy idzie do jakby
magnatka, posiada bardzo romantyczne ruchy. Oczy jej patrzą w dal i jakby i
jakby ciągle widza piękno. Usta ciągle się uśmiechają.
Ona to powiedziała, ze moje szare oczy są o wyrazie błagalnym.
Jednak powiedzeniem tym nie zmieniła mego głębokiego przekonania,
ze mam brzydkie oczy. Kocham ja bardzo, a szczególnie jej oczy. Jednak nie wiem,
czy ona choć trochę mnie lubi? Ach! Gdyby tak było. Mnie się
zdaje, ze mnie nikt nie kocha, prócz rodziców. Ja zaś wszystkich kocham,
całe otoczenie. Wyobrażam
sobie, że
wszystko co mnie otacza jest piękne, chociaż tak nie jest.
Dnia 6.X.1930 r.
Różaniec.
Miesiąc ten poświecony
jest czci Matki Boskiej Różańcowej. U Jej stop wieniec róż, a
Matka Najświętsza tuli je i cieszy się niemi. O Mario! Przyjmij z
pośród wszystkich i moja małą różyczkę. Weź ją
do siebie wraz ze mną. Ach! Jakby było rozkosznie klęczeć
u stóp Twoich. Pozwól mi cierpieć i daj siłę
do cierpienia abym zasłużyła na to.
Dnia 8.X.193o r.
Jesień.
Już jesień
rozsypała kobierzec różnobarwnych liści. Już usypiają
kwiaty, lasy iskrzą się w słońcu w tęczowych kolorach.
Jesień jest również piękną pora roku. Ona barwi przyrodę,
a potem utula ją do snu
zimowego. Pusto już i smutno,
ptaszki nie rozweselają już
ziemi. „Cichnie, milknie ptasząt śpiew, wiatr otrząsa liście
z drzew, suną chmury niosą cień, ach co za smutny dzien. Świat
jest sczerniały i posmutniały, bo oto jesień już”.
Dnia 10.X.1930 r.
W świecie
marzeń.
W wyobraźni
mej utworzyłam mały świat, w którym żyję i marzę.
Im dłużej w nim jestem wydaje mi się jakiś milszy cieplejszy.....
i słyszę w nim jakieś dziwne glosy natury, których nigdy dotąd
nie słyszałam.
Zdaje mi się,
iż na drodze mego życia widzę tylko same kwiaty i jest mi w nim
tak dobrze..., tak słodko. Żyję w tym światku dziewiczym
marząc o przyszłości. I jakaż będzie moja przyszłość?
Taka jaka mi ją świat
Niebieski wytworzy, a ta będzie na pewno ciernistą ścieżką,
po której pójdę tam... do krainy Niebieskiej.
Dnia 12.X.1930 r.
Oddane serduszko
Panu Jezusowi.
Dzisiaj powiększyło
się grono rycerek bo oto przejęte
zostały sieroty do Krucjaty. W kościele Serca Jezusowego na ul.
Kopernika. Małe serduszka unosiły się do P. Jezusa, a Ten bierze
je, przypina medal rycerski. Małe kwiatuszki przyrzekają Mu miłość
i posłuszeństwo. On przyjmuje je z radością ,
jest im i nam wszystkim Ojcem ziemskim i Niebieskim. Przyjmij o Panie
serca nasze nie pozwól duszy naszej zbrudzić się jakimkolwiek
grzechem.
Dnia 14.X.1930 r.
Jan Kochanowski.
Na cześć
tego wielkiego pierwszego poety miałyśmy poranek. Z naszej klasy
deklamowały dwie dziewczynki. Jedna z nich to nowa uczennica o blond włosach
i szarobłękitnych oczach. Mówiła głosem drżącym,
cichym. Druga to najlepsza uczennica .Z jej ust wychodziły pioruny i szept,
drgały łzy. Oczy patrzyły w niebo jakby
tam szukały oczu poety, tych które stworzyły w swej wyobraźni
tyle poezji!.....
Ach! Wieszczu daj
mi choć trochę zdolności Twej poezji. Pozwól mi wieńczyć
poezje...., która kocham, lecz.... nie Ty możesz mi ja dać. Uproś
proszę tam w krainie Niebieskiej. Ty Wieszczu, który żyłeś
przed 400-stu laty.
Dnia 19.X.1930 r.
Nowa koleżanka.
I znowu zjednałam
jedno serce, które mnie kocha, które bije w ciele malej dziewczynki o szarobłękitnych
oczach deklamatorce na cześć Jana
Kochanowskiego. Nazwalam ja gwiazdeczka, dlatego bo ma takie oczy jakby
świeciły na błękicie. I ona jest marzycielka. Pod moim wpływem
oddaje P. Jezusowi serce. Nazywa się Janka. A kocham jej bijące
serduszko, jej wyobraźnie. Chce aby P. Jezus złączył nasze
serduszka i abyśmy były nierozłączalne koleżanki.
Życie nasze ułożyły powieścią, w której występowały
dwie marzycielki Janka i Oleńka.
Dnia 26.X.1930 r.
Przez cierpienie.
Do kościoła
Karmelitów Bosych wniesiono zwłoki zmarłego księdza. Staruszek
liczący 67 lat żył za murami, jako cnotliwe dziecię
klasztoru. Dziesięć lat cierpiał niosąc brzemię choroby,
jednak gdy tylko mógł pełnił w swych cierpieniach duszpasterskie
obowiązki. Zwłoki błogosławionego staruszka świadczą
wymownie o długich cierpieniach. Lecz dusza już w Krainie Niebieskiej,
szczęśliwa na wieki..., na wieki... Chciałabym cierpieć lecz
nie umie, nie umie cierpieć. Gdy coś
cierpieć wypadnie niecierpliwie się, narzekam chociaż wiem,
ze te krzyżyki ręka Twa o Boże zsyła. Chce się poprawić,
chce być lepsza. A wiec szczęśliwy już staruszku błagam
o wstawienie, abym zwalczała swe złe skłonności, abym łaski
P. Boga nigdy nie utraciła i abym zasłużyła na Królestwo
Niebieskie.
Dnia 2.XI.l930 r.
W ciszy cmentarnej.
W śród prześlicznych
świateł płyną ciemne postacie ludzkie o tajemniczym nastroju.
Wszyscy szeptają modlitwy bo oto Dzień Zaduszny. Groby ustrojone
kwiatami i wieńcami, wszędzie migotają światła. Nie,
jednak nie wszędzie, bo wiele jest grobów pustych, gdzie nie ma ani
jednego promyka światła jest ktoś taki, kto pamięta o tych
pustka siejących grobach, jeśli nie tu na ziemi to tam w Krainie
Niebieskiej. Proszę o zbawienie tych dusz. Setki ludzi snuje się
miedzy grobami, świecąc i modląc się. Wiele młodych
sierot klęczy szlochając o drogą
matkę lub ojca. W malej alei cmentarnej stoi nad grobem młodzieniec.
Smętne jego oczy patrzą w grób, usta szepczą zda się
modlitwę. Młodzieńcem tym jest Ryszard Kawalla. On stoi nad
grobem ukochanej siostry, która już jest szczęśliwa na wieki....
Tam zaś przy
końcu cmentarza stoją ludzie i składają hołd bohaterom
Ojczyzny, tu odkrywa się kraina przeszłości tych bohaterów, oni
zbudzili Polskę. Wydarli ją z
rąk nieprzyjaciela, a potem krwią własna okupili, jednak nie minęła
ich nagroda Niebieska. Noc cicha, listopadowa osnuta swym mglistym całunem.
Cmentarz jest przez wszystkich opuszczony, światła powoli gasną,
cisza zalega tak jak zwykle....
Dnia 14.XI.1930 r.
Ofiara.
O jakże bardzo
cierpię, doznałam dzisiaj strasznego cierpienia rozdzierającego.
Ból targa me serce, zostałam opuszczona od mojej koleżanki najdroższej,
o której nie pisałam. Lecz Ty o Panie nigdy mnie nie opuścisz, bo
otwierasz swe serce i mówisz: „Pójdźcie do mnie wszyscy”. I ja chce iść
do Ciebie o Panie przez dobre uczynki i ofiaruje
Ci to moje cierpienie. Przyjmij te ofiarę Jezu. Węz mnie w Swą opiekę....
Miałam jedyna
koleżankę, która kochałam bardzo i zwierzałam ze wszystkim,
lecz ona mej miłości nie rozumiała, gdyż nazwała
ją pochlebstwem i odrzuciła mnie od siebie może już
na zawsze. Lecz nie wiedziała jak strasznym ciosem ugodziła. Czym zasłużyłam
na to? Czy chociaż jeden raz dokuczyłam jej? Nie wiem jak mogła
tak postąpić. Pozostawiła tylko wspomnienie, w którym żyłyśmy
jak dwa kwiaty, lecz ktoś zwabiony pięknością porwał...
pozostawiając drugi w niemym żalu.....
Dnia 18.XI.1930 r.
Pierwszy śnieg.
Po przebudzeniu
patrzę przez okno i o dziwo. Świat otulony białą pierzyną
śnieżną, uśpiony, zatopiony w marzeniach sennych. Zda
się dumać, jest jakiś cichy i majestatyczny. Świat biały
mimo, że jest smutniejszy jednak jest piękny, bo utworzyła go
natura, a biały puch zesłał sam P. Bóg. Lecz świat ten piękniejszy
jest na wsi. Białe lasy, pola, wokoło bielą się strzechy
.... Noc ... w maleńkich okienkach migotają światła, kobiety
wiejskie przędą, przy kominkach zaś tęczowo lśnią
baśnie, które opowiadają staruszki wiejskie dzieciom, którym choć
oczy się kleją jednak słuchają.... A tam na dworze niebo
uhaftowane jakby pięknymi gwiazdami, a miedzy nimi duma księżyc i
jakby słucha odgłosów szemrzących strumyków i natury zapadającej
w sen.
Dnia 26.XI.1930 r.
P. Jezu, dlaczego
odrzucasz mnie?
Już nie jestem
Rycerką . Ksiądz Katecheta wykreślił mnie, gdyż miałam
dwie czwórki z innych przedmiotów, a z religii dostatecznie. Lecz doprawdy nie
zmarnowałam ani jednego dnia.
Uczyłam się pilnie, lecz gdy miałam odpowiadać tchu jakby mi
brakło i nie mogłam. Dlaczego tak okropnie mi się nie szczęści?
Jednak Ty o Jezu nie opuścisz mnie? Ja służyć Ci pragnę. Ty Panie
nikogo nie odrzucasz i nikim nie gardzisz a wiec i ja wzgardzona nie będę.
Ja się poprawie i będę pilniejsza abym zasłużyła
na lepsze klasy, a wtedy nikogo i siebie zasmucać nie będę. Lecz
pragnę Twej pomocy
O Jezu nie wzgardź
mną biedna a ja przyrzekam, że
kochać Cię będę goręcej i wolę raczej
śmierć niż Twą obrazę.
Dnia 2.XII.1930 r.
Małe
cierpienie.
W tych dniach
zachorowałam i trochę mogę cierpieć, składać
ofiary P. Jezusowi chociaż tak małe, jednak i te mnie cieszą.
Przez
cierpienie do
Jezusa, gdzie szczęście czeka nas wieczne. Tam życie uśmiecha
się, tam czeka Królowa Niebios przeczysta, jaśniejąca.
Dnia 4.XII.1930 r.
Piękną
artystka.
Raz była u nas
artystka młoda
Lecz na cóż
była jej ta uroda,
Kiedy tak strasznie
cierpieć musiała
Mimo, że
koralowe usteczka miała.
Do pięknej róży
była podobna
Jak konwalijka była
nadobna.
Marzące oczy
widziały piękno
Lecz serce omal z bólu
nie pękło.
Dobre to było
dziewczę kochane
Z pośród tysiąca
jedno wybrane.
Skromne i ciche,
jak śpiew słowika
Lecz szczęście
od niej jakoś umyka
Po cóż, to
dziewczę tak cierpieć
musze
I jej serduszko dźwiga
katusze.
Ja bym jej z chęcią
dopomóc chciała
Tylko ja jestem za
bardzo mała.
A wiec w modlitwie
prosiła będę
By P. Bóg do niej
szczęście powrócił
By ukochany jej młodzian
wrócił.
Ona byłaby
wtedy szczęśliwa
A
ja szeptałbym w jej kształtne uszko
Aby Pan Jezus wstąpił
w serduszko.
On dobrotliwy
łaskawy wielce
On da też szczęście
pięknej panience.
Dnia 5.XII.1930 r.
W wigilie Świętego
Mikołaja.
Dziś oto dzień,
w którym obchodzimy Świętego Mikołaja. W tym dniu dzieciom i
starszym rozdaje się podarunki. Chodzą przebrani Mikołaje
z diabłami i aniołami, jest to wielka przyjemność
przeważnie dla dzieci. Dzisiaj wieczór mam smutny bo nigdzie wychodzić
nie mogę, już rodzice nie obsypują mnie podarunkami, lecz trudno.
Teraz jest ciężko, trudno wymagać. Po zastanowieniu widzę,
że wiele jest dzieci, które w dzień ten nie maja nawet kawałka
chleba ani ciepłej odzieży, a jednak żyją nikt nie pamięta
o nich. Jednak ja mam przyjaciół i mamusię, która pamięta o
mnie.
Dnia 7.XII.1930 r.
Ku czci Marii!
O Pani Królowo
nieba i ziemi
Ty czuwaj nad
biednymi dziatkami Twymi
I nade mną
czuwaj Mario Święta
Bom ja jest biedna
i dusza moja grzechami rozcięta.
Ty wiesz Królowo,
ze ja Cię kocham
I Twych wskazówek
z radością słucham.
Tyś jest
przejrzysta, jasna, święcąca
Porównywalna jesteś
do słońca
Jak lilia czysta,
niewinna, biała
Cnotami świeci
Twa postać cała
Przyjm mnie o Matko
do Twego nieba
I anielskiego daj
kosztować chleba
O jakże pragnę
całować Twe stopy
Weź o Maryjo
me proste słowy
Ja jestem nędzna
Marii czcicielka
Ale że jestem
jeszcze niewielka
Wiec ofiarować
będę prosiła
Aby mnie Maryja
anielską szata okryła.
Dnia 19.XII.1930 r.
Ruch przedświąteczny.
Każdy pragnie
na te piękne Święta Bożego Narodzenia ozdobić drzewko,
przypominające Światłość Bożą. W mieście
ruch panuje
i ożywienie. W
rynku leżą stosy drzewek, kramy ze świecidełkami ściągając
małych widzów. Pośród nich spotyka się sieroty, którym
to wszystko wydaje się dziwne. O jakże z chęcią
przygarnęłabym je, zaprosiła do ciepłego kąta, lecz
niestety nie posiadam go (ba) razem z Mamusią jesteśmy na łasce u
jej rodziców. Jestem jednak bardzo jeszcze szczęśliwa, będę
miała nawet drzewko, o którym pamiętali rodzice, mimo że jestem
już duża. Drzewko jest bardzo mile w domu, ozdobione przeróżnymi
zabawkami, pomadkami itd.
Dnia 20.XII.1930 r.
Ostatnie życzenia
szkolne.
Ostatni dzień
przed świętami czyli dzisiaj zakończyłyśmy życzeniami
przy drzewku urządzonym w szkole, przeplataniem deklamacjami, śpiewem
kolęd. 7 klasa do której należę była już po raz
ostatni. Dlatego smutno nam było, a w niejednych oczach zabłysły
łzy. Już
w tym roku
opuszczamy szkolę. Pani dyrektorka życzyła nam wszystkim wesołych
świąt i miała tak czułą przemowę, że z trudnością
opanowałam wzruszenie. W ogóle wszystkie Panie życzyły nam
serdecznie. Z koleżankami połamałam się również opłatkiem
życząc każdej z serca wszystkiego czego tylko chciały.
Z najdroższymi
koleżankami ucałowałyśmy się gorąco, serdecznie...
Poczułam do
nich taką miłość i przywiązanie, a do oczu cisnęły
mi się łzy. Serce biło mi gwałtownie, pomyślałam
jak trudno będzie się z nimi rozstać, towarzyszkami bólu i
wesela. Może na drugi rok już się nie zobaczymy i będzie nam
smutno.... na zawsze....
Dnia 24.XII.1930 r.
Wieczór wigilijny.
Ciemność
zaległa świat i jakaś uroczysta cisza. Tylko w oknach świecą
się drzewka. W każdym prawie mieszkaniu rodzina łamie się opłatkiem
i spożywa wieczerzę wigilijną. I u nas była wigilia. Przy oświeconym
drzewku śpiewaliśmy pieśni ku czci maleńkiego Jezusa. Ku mej
radości i prośbie rodzice przyjęli jedna panienkę, która w
dzieciństwie straciła ukochanych rodziców.
Panie Jezu.
Przyjm dzisiaj o
Jezu nasze pieśni,
Które
śpiewają nawet ptaszkowie leśni.
Ty im błogosław
o Jezu drogi
I tych, ktorzy nie
przestąpili Twych świątyń progi.
Oni Twa Boska
dobrocią skruszeni
Będą po
wieczne czasy uszczęśliwieni.
I mnie błogosław
o Dobry Panie
Ja zawsze stoję
na Twe zadanie.
Bo chce na ziemi z
cnotami żyć
By wiecznie z Tobą
o Jezu być.
Dnia 24.XII.1930 r.
Ułożyła Aleksandra Rybianka.
Dnia 25.XII.1930 r.
Na ten marny świat
Przyszedł mały
Pan
Lecz dlaczegoż
nie przyjęli go w swe progi?
Chociaż On tak
wszystkim drogi
W lichej stajni leży
w żłobie
Dając mały
znak o sobie
Pastuszkom przez
anioła
Że pałacem
jest licha stodoła
A Królem przez
gwiazd blaski
Że nie witają
Go przez oklaski
Lecz ciche pieśni
pastuszków
I serca wiejskich
obuszków
Mała Dziecina
się śmieje
Mimo, że na
marnie okryte ciałko, wicher mroźny wieje
Trzej królowie
witają dziecinę,
Zlotem, kadzidłem
i mirą
Kłaniają
się małemu Panu
I dziwią się
jego stanu,
Król bez berła
i korony
Dziwnym dworem
otoczony.
Mała Dziecina
raczki wyciąga,
Lecz niczemu nie urąga
Błogosławi
cały świat,
Który przyniósł
mu marny kwiat
On ludziom niewdzięcznym
już ofiarę czyni
Swe życie poświęca,
którego uczcić nie umieli.
Dnia 29.XII.1930 r.
Chciałabym opuścić
ten kraj.
Chciałabym opuścić
ten kraj,
tylko mi cię żal o Polsko!
Poszłabym ja w
kraj daleki,
Gdzie nie płyną
polskie rzeki
Poszłabym ja
hen za morze
Gdzie nie zobaczyłabym
Cię o Polsko!
O mój Boże!
Uciekłabym na
kraj świata
Lecz.... nie
przywitałaby mnie polska chata
Ona chociaż (smutna)
taka uboga
Jednak dla mnie
bardzo droga
W niej ten piękny
język polski,
O którym mówił
nam Wojski.
Chciałabym ja
biec do wszechświatów
Lecz tam nie ma
polskich kwiatów.
Poszłabym ja
na stracenie
Już nie
Polskiej nocy cienie
Hen ... w bezludną
dal
Tylko mi Cię żal...Polsko!
Zakończenie
roku 1930.
Już pożegnaliśmy
ten stary rok
I posunęliśmy
się naprzód o krok
Żegnamy tętna
przeszłości
Witamy początki
przyszłości
Może nie jeden
z nas jutro utraci drogie osoby
I będzie
bardzo unieszczęśliwiony
Lecz rok ten może
przynieść nieszczęście
I wróg wyciągnąć
ku nam straszne pięście
Po mlecznej drodze
pędzi rok nowy
Czyniąc za sobą
liczne okowy
A stary biegnie
gdzieś w głębię w wszechświaty
Skąd już
nie zobaczy ani jednej chaty....
O żegnaj,
żegnaj roku ty stary
A przybądź
prędzej nowy, wspaniały
Lecz powiedz (jaki)
co nam przyniesiesz w darze
I złożysz
tam u stop przed ołtarze
Trudno pomyśleć,
o bardzo trudno
A żyć w
nieszczęściu to bardzo nudno
Świat ten tak
nędzny i marny
Strasznie zepsuty,
mało ofiarny
W nim wiele pustki
i pełno nędzy
Ludzie chcą
tylko dużo pieniędzy
Lecz nikt nie myśli
o sercu i duszy
Nad ziemskimi
rzeczami głowę swą suszy
Nikt nie myśli
wznieść się hen wysoko
Tam, gdzie może
widzieć nawet małe oko
Tam jest tak cudnie
i pięknie
Me serce kocha ten
wyż bardzo namiętnie.
Dnia 14.I.1931 r.
Mały wieczorek.
Dzisiaj (my)
Krucjatki miały wieczorek. Wieczorem zebrałyśmy się
w sali, gdzie miął
być opłatek, przypomnienie wigilii, gdyż my jako Rycerki również
powinniśmy połamać się opłatkiem.
Weszłam do sali, gdzie byli już wszyscy zgromadzeni, wszystkie
oczy zwróciły się na mnie, co mnie wprawiło w kłopot,
jednak powstrzymałam się, powitałam koleżanki, w których były
dwie delegatki z innej szkoły.
Następnie były
życzenia ks. Katechety i przemowa. Jedna z Rycerek
Również złożyła
życzenia ks. Katechecie i Paniom. Potem usiadłyśmy przy stole
suto zastawionym. Ach byłam taka szczęśliwa, tak dobrze mi było,
lecz pomyślałam jak smutno będzie się rozstać
z wami drogie koleżanki
– ja was tak kocham. Lecz trudno, życie jest tak dziwne, przeplatane
łzami i szczęściem.....
21.I.1931 r.
Potęga
modlitwy.
Święta
Terenia od Dzieciątka Jezus wyświadczyła mi jedna łaskę,
chociaż nie tylko jedną, ale już wiele. Lecz teraz groziło
mi niebezpieczeństwo w szkole. Mimo, że
się uczyłam, nie mogłam odpowiedzieć; jestem teraz
taka bezmyślna, cierpię; ciągle mnie głowa boli i serce.
Dostałam wczoraj niedostatecznie z polskiego. Ogromnie płakałam,
lecz nie upadłam na duchu.
Poszłam do mojego kościółka, uklękłam u stop Świętej
Tereni i prosiłam – otucha wstąpiła we mnie. Dzisiaj byłam
pytana i zdałam, o jakże byłam szczęśliwa.....
Świętej Tereni od Dzieciątka Jezus.
O jakże jestem
Ci wdzięczna Tereniu ma miła
Tyś zawsze
tylko o pięknym niebie śniła
Tyś całowała
stopy małego Jezusa i cierpiałaś dla niego w ofierze
Tyś Go kochała
tak szczerze.....
W Twej skromnej
zacisznej celi
Śpiewali Ci do
snu anieli.
Twa postać
jest tak święta
Tak cudna – nie
pojęta
Dusza Twa jasna,
czystością była przejęta...
Tereniu Święta
czuwaj nade mną
Bo ma dusza jest
tak biedna.
Ty kieruj życia
mego falą
Niech mnie jasności
niebieskie ocalą,
Niech nigdy nie słucham
złych ludzi
Lecz niech się
i u nich miłość ku Niebu obudzi.
O pomóż im Ty
o wielki Boże
Niechaj ich zła
siła nigdy nie zmoże,
Niech miłość
nasza będzie tak twarda
Aby nie ustraszyło
nas ostre żelazo oskarda.
Gińmy wiec ku
twej chwale
Niech nas nie ciągnął
żadne świata żale.
A Tobie Tereniu dziękuje
serdecznie
Ja kochać
Cię będę wiecznie......
Dnia 25.I.1931 r.
Młodość
Młodość
to życie pełne rozkoszy,
A jego czarów –
marzeń – niech nic nie płoszy
Bo straciłoby
wiele uroku,
Których jest
tyle w pięknych porach roku.
Lecz w latach tych
nieraz płyną łzy
I przesłaniają
same szare dni
Tak gorzkie i
rzewne,
A nie to wymarzone
młode życie śpiewne.
O w życiu jest
tyle dziwnych zmian,
Jakby wiele
kolorowych ścian,
W nich boleść,
łzy ukojenia
Czasem urocze
wspomnienia...
Dnia 18.II.1931 r.
Popielec.
Już się
skończyły karnawału nuty,
Już P. Bóg
wzywa nas do pokuty.
Dzisiaj popiołem
posypują głowy,
Dzisiaj się
zaczął dla nas czas nowy.
W nim rozważać
będziemy ból i cierpienie,
Lecz przez nie
przyniósł nam Chrystus zbawienie.
Ach przez nie
wiedzie do Nieba droga,
Gdzie chwalić
będziemy po wieki Boga.
O patrz, obrazem
cierpienia to Jezus Pan nasz,
Ty rysy jego
przecież dobrze znasz.
O patrz
w Jego oczy pełne dobroci,
Patrz w Jego serce
pełne stokroci,
Ach On dla ciebie
znosił katusze,
Aby odkupić twą
grzeszną duszę,
Czemuż nie
patrzysz w Jego oblicze,
Ja za cię Jego
rany policzę.
Choćbym liczyła
przez cale lata,
Nie zbudziłabym
zepsutego świata.
On już tak
dziwny, marny i chłodny,
Chociaż wesoły
dla mnie żałobny.
Ja patrzę w
świat inny daleki,
Gdzie są piękniejsze
niż u nas rzeki;
Kwiatuszki wonne,
jasne, śmiejące,
Gdzie świeci Bóg,
to wiecznej chwały słonce.
Dnia 2O.II.1931 r.
Tęsknota na
wiosnę.
Ach czemuż
stoją drzewa tak milczące?
Czemuż nie
świeci nam wiosenne słońce?
Dlaczego ptaszę
w gaju nie śpiewa?
Czemu zielenią
nie okryte drzewa?
Czemuż
kwiatuszków nie ma tam na lace?
Czemu się kryją
strumyki szemrzące?
O patrz tam dziewczę
wodzi oczyma,
Gdzie dawniej wiła
się piękną kalina,
Patrzy i duma w
cichej ustroni,
Gdzie tylko strumyk
w kamienie dzwoni;
Czy nie idzie
wiosna, urocza dziewica,
Czy też
nie ujrzy jej pięknego lica?
Jej białych stóp
uwitych z obłoków,
Ileż to pięknych
jest na niej widoków.
Ileż poezji
stworzą z niej poeci,
Bo w jej postaci dużo
piękna świeci
.
Dnia 26.II.1931 r.
Burza w szkole.
Dzisiaj jest dzień
moich imienin, lecz jest on dla mnie bardzo smutny. Była w szkole straszna
burza, gdyż w pracowni zachowywałyśmy się skandalicznie.
Doszło do tego stopnia, że
P. Jakubowska wyszła nie dokończywszy lekcji. Wróciłyśmy do
szkoły i musiałyśmy za karę zostać dłużej
godzinę, a co gorsze, ze nasza Pani pytała nas z „Pana Tadeusza” i
wszystkie, z wyjątkiem dwóch dostałyśmy niedostatecznie. Żal
mi ogromnie P. Jakubowskiej, która strasznie się zdenerwowała. Jest
taka smutna, z ust jej znikł dawny uśmiech, a w oczach widać ból,
wszystko za naszą niewdzięczność. Czuje jednak,
że mniej zawiniłam,
gdyż siedziałam cicho w pracowni.
Dnia 3.III.1931 r.
Po burzy.
Nareszcie udało
nam się ubłagać przebaczenie wszystkich Pan i Pani Jakubowskiej,
której napisałam wiersz i położyłam na katedrze. Spojrzała
na niego, zarumieniła się i uśmiechnęła. O jakże uśmiech
ten był drogi. Wiersz ten umieszczam w pamiętniku, abym kiedyś
czytając go miała mile wspomnienie.
O przebacz Pani
nasza wielka winę,
Usuń z pamięci
smutków Twych przyczynę,
O niechaj smutek spłynie
z Twego czoła,
I niech powróci znów
dobroć anioła.
Bądź
znowu dla nas jasna roześmiana,
Ty co Byłaś
zawsze tak bardzo kochana.
Niechaj promienie słońca
z ócz Twych płyną,
A wszystkie nasze
smutki rozprysną się, zginą.
My będziemy miłe
i posłuszne Tobie,
I zapomnimy zupełnie
o sobie.
Dnia 4.III.1931 r.
Żal i
cierpienie.
I znów te męki
i znów cierpienia
Już się
nie spełnią moje marzenia;
Już memu szczęściu
słonce nie zaświeci
I moich pragnień
znowu nie roznieci.
Serce me pełne
bólu, goryczy,
Lecz tych mych
cierpień niech nikt nie liczy,
Bo te cierpienia i
te katusze
Upiększą
tylko ma strapioną duszę,
Upiększą
serce me, bólem znękane,
Które pragnęło
być zawsze kochane.
O bólu serca, o bólu
duszy,
Czy cię już
żadna siła nie skruszy?
Przecież ja
pragnę mieszkać hen – tam w niebie
I kochać
zawsze o Maryjo Ciebie.
O osusz Pani, moje
gorzkie łzy,
I usuń szare,
gęste serca mgły,
Które mi są
cierniem mojej przyszłości,
I tej ku Tobie gorącej
miłości
I miłych
wspomnień mojej młodości.
II.
Życie.
O patrz w to niebo
ciemne, zachmurzone,
W te wiry burzy i
wiatrów pogoni,
To twoje życie
jest takie strudzone,
To twoje serce z bólu
cicho dzwoni,
To łzy, które
z oczu twoich płyną
I bóle szarpią
twa dusze spłakaną,
O one nigdy w pamięci
nie zginą,
O nie bądź
zawsze tak bardzo znękana.
Nie słuchaj
nigdy szeptów szczęścia twego,
I jakiś czarów
dziwnych i uroczych,
I życia twego
losu tak zmiennego,
Których tylko
pustka i zwątpienie zmroczy.
Szczęście
trwa krotko – zostawia tylko pamięć niezatarta,
Ze dla tej ziemi
cierpieć nie warto,
Jeśli zaś
cierpieć nam trzeba,
To cierpmy, ale dla
nieba......
Dnia 15.III.1931 r.
Rekolekcje.
Już zaczął
się post, a wraz z nim „Gorzkie Żale”, pokuta i ukrócenie swych
przyjemności. Od 10-go zaczęły się nasze nauki rekolekcyjne,
podczas których rozważałyśmy mękę P. Jezusa. Starałam
się ich pilnie słuchać i unikać wszelkich roztargnień.
O jakże tkliwie przemawiały do duszy mej, szczególnie w tym
roku, gdyż mogłam je więcej rozumieć jako starsza. W jednej
nauce dał nam ksiądz
przykład o pewnym młodzieńcu, który nie słuchając swej
matki zapomniał o P. Bogu, jeździł po miastach i bawił się.
Lecz skoro matka mu umarła i życie jakie prowadził mu zbrzydło,
szukał pociechy, lecz nigdzie jej znaleźć nie mógł. Usiadł
nad brzegiem morza i wpatrywał się w zburzone jego fale, które przy
blasku księżyca mieniły się jak diamenty. Lecz w widoku tym,
choć tak pięknym nie znalazł zapomnienia. Wzniósł oczy swe
wyżej na gwiazdy i księżyc, lecz tu nic nie znalazł, co by
zgoiło jego rany. Potoczył wiec wzrok swój jeszcze wyżej i
spotkał wzrok swój z niebem. Doznał dziwnego wzruszenia, a w uszach
zadźwięczał mu wyraz Bóg, ukląkł i zaczął się
modlić, a w tej rzewnej modlitwie znalazł to czego szukał i odtąd
służył P. Bogu wiernie, aż do śmierci. Nauka ta mówi
nam, ze nie powinniśmy nigdy zapominać o P. Bogu, lecz swa radość
i cierpienie dzielić w swej modlitwie. We czwartek odbyła się
nasza spowiedź, a przed nią miałyśmy piękną naukę
jak mamy się do niej przygotować. Otóż wziąć mały
krzyż Zbawiciela cierpiącego i patrzeć w jego rany, spowodowane
przez nasze grzechy, po skończonym rachunku sumienia zrobić szczery
żal za grzechy ale całą
duszą i sercem. P. Jezus za taki żal na pewno nam przebaczy, bo
On tak dobry i miłosierny.
W piątek miałyśmy
Komunię Święta
czyli zakończenie rekolekcji. O jakże czuje się szczęśliwa,
że w sercu mym mieszka
P. Jezus i szepcze mi upominając przed złem. Ksiądz wspominał
nam również, że rekolekcje
te mogą być ostatnimi, a wiec trzeba żałować szczerze
za swe grzechy i prosić o przebaczenie, aby jeśli nas P. Bóg powoła
przed swój tron nie pozwalając doczekać następnych rekolekcji,
stanąć z niewinnym sercem.
Dnia 19.III.1931 r.
Dzień imienin
Matki.
Dzisiaj są
imieniny mej Matuchny i wygłosiłam wiersz przez siebie ułożony
i chociaż tak niezdarnie to
jednak ze szczerego serca. Wiersz ten umieszczam w pamiętniku
Czymże ja
biedna Tobie się odpłacę?
Za Twoje starania i
Twoja prace?
Za twoje serce, w
którym pełno złota,
Za Twe usteczka, w
których jest pieszczota.
O!
Już wiem Matko za te wielkie trudy,
Oddam Ci serce i miłość
dziecięca,
O niech aniołowie
Twą główkę uświęca.
I niechaj łzy
zetrą z Twych oczu zbolałych
I ślady z
Twych rak spracowanych
I niechaj smutek spłynie
z Twego czoła,
A potem niech Cię
P. Bóg przed swój tron powoła.
Dnia 21.III.1931 r.
Dzisiaj choć
jest pierwszy dzień wiosny, jednak powietrze tchnie zima i doznajemy
dziwnego uczucia, zapowiada się bowiem na późniejszą
wiosnę. Jednak i tym się cieszę, bo słonko choć
zimne wyziera z poza szarych chmur i patrzy na świat jakimś lodowatym
wzrokiem i nie ogrzewa skostniałej ziemi i jakby mówiło „jesteś
niewdzięczny świecie”.
Dnia 3.IV.1931 r.
Wielki Piątek.
„ Do Twego krzyża wyciągamy ręce”.
„Świat cały
w mrokach, słonce w chmur zawale,”
„Dusze się
łamią w rozpacznej udręce,”
„Cisną się
w ciżbie ku Golgoty skale,
„Do krzyża
Twego wyciągają ręce.”
„Gdy ludzkość
w przepaść zwątpień się obniża”
„I w noc bez końca,
bez nadziei tonie,”
„Jedyne światło
świeci z Twego krzyża –
„Boga – Człowieka
w ciemnej koronie.”
„Odkupującego
moc Twej świętej męki”
„Światła
nadziei nieci w biednym tłumie,”
„Ze Bóg, co w
ciele zniósł bóle i lęki,”
„On jeden ludzki
ból rozumie.”
„Złożone
dłonie, sprężone ramiona”
„Wznoszą się
w górę w rozpacznej modlitwie”
„Starzy i młodzi,
tu mąż a tam żona”
„Złamani w błędnej
za szczęściem gonitwie.”
„Zmiłuj się
Chryste! Prócz Ciebie lekarza”
„Nie ma na świecie
w dusz odwiecznej męce,”
„Wiec gdy ból
łamie, kiedy lęk przeraża”
„Do Twego krzyża
wyciągamy ręce.”
Dnia 5.IV.1931 r.
Już rezurekcje
oznajmiają dzwony.
Dnia 12.V.1931 r.
Nie pisałam
przez dłuższy czas, gdyż przechodziłam wiele bólów, które
mi zatruwały życie, potem zaś chorowałam. W przeciągu
tego czasu zawarłam przyjaźń z jedna koleżanka nie ze szkoły
i zdaje się, że ona będzie tak długo wyczekiwanym ideałem,
choć o tym nie chce myśleć naprzód, gdyż czekam co okaże
przyszłość. Nazywa się
„Wisienka”,
jest ode mnie starsza o 2 lata, jest szczupła, blada dziewczynka, pochyło
się trzymająca, o oczach piwnych, o wyrazie dobrodusznym, a nawet do
pewnego stopnia pieszczotliwym, często
zakrywa je
powiekami i piękną krepa czarnych, długich rzęs. W istocie
piękną ona nie jest, lecz bardzo miła;
przede wszystkim zaś jest dużo w niej dobroci i ciepła. O
Boże – pobłogosław tej przyjaźni, niechże nic jej nie
rozerwie. O jakże to miło mięć
istotę, której można zaufać. Zapomniałam wspomnieć,
że jest bardzo nieśmiała
i poważna. Pokochałam ją bardzo, nie wiem jednak czy ona mnie
kocha?..... prawdziwie i szczerze.
Dnia 14.V.1931 r.
Wiosno! Czarowna,
urocza!
Ty cudne kwiaty
ścielesz w około
I wnikasz w serca,
czynisz przezrocza
I nucisz, nucisz
wesoło.
O nuć nam długo
na tej smutnej ziemi,
Te cudna melodie
kwiecia
I czaruj, czaruj
wdziękami swymi,
Długo – długo
– do końca życia.
Bo ty szczęśliwa,
dajesz szczęście drugim,
Nie jeden bowiem w
tej cudnej krainie
W ciągłych
udrękach i cierpieniu długim,
Zapomniał, w
szczęściu i rozkoszy ginie.
Dnia 29.VII.1931 r.
Bardzo mi smutno,
ze nie pisałam tak dawno, lecz nie z lenistwa, była inna po temu
przeszkoda – smutek.... W tym czasie zaszło bowiem wiele zmian w mym
życiu. Skończyłam szkołę
i porzuciłam te mury na zawsze....Żal mi jedynie P.
Jakubowskiej jedna kochana dusza w tych murach, reszta to ozięble serca, które
potrafią kochać tylko, gdy cos potrzebują, rzecz dziwna lecz
prawdziwa. Oprócz życzliwości nie żywiłam żadnej miłości,
bo doznałam za wiele zawodów. Jedna tylko P. Jakubowska, która żegnała
nas z prawdziwą serdecznością,
ciągle jeszcze widzę jej kochane łzy pożegnania.... Nastały
już wakacje, a połowa ich już minęła, nie wyjechałam
jeszcze z Krakowa. Mam jechać zagranice do Ojca, którego wreszcie zobaczę
po tylu latach; nareszcie mają się spełnić moje dziecinne
marzenia .... Lecz najgorętszym mym marzeniem jest ulecieć z
tego świata wysoko, hen w niebo. Lecz jeszcze nie zasłużyłam,
a wiec tylko cierpieć cierpliwie i czekać zasłużonej nagrody.
Jednej tu nocy miałam
cudny sen. Śnił mi się P. Jezus, ze przyszedł do mnie i położył
dłoń na mym sercu i uczułam
dobrze dotkniecie tej cudownej dłoni. O nich ta dłoń
ochrania zawsze me serce.......
Dnia 6.VIII.1931 r.
Od kilku dni jestem
na wsi u mej najdroższej koleżanki; jest mi tu bardzo dobrze i miło
i choć na chwilę mogę zapomnieć o smutku. Szkoda tylko, że
najpiękniejsze dni spędziłam w Krakowie, teraz częściej
są deszcze, rzadziej wygląda
słoneczko. W polach już smutno, bo po żniwach. Opisze teraz
okolice, w której jestem. Okolica ta obfituje w lasy i przeważnie rosnące
na górach, wokoło bowiem znajdują się góry.
Wczoraj byliśmy
w Kalwarii na Wniebowzięcie N. P. Marii, niezliczone morze głów kołysało
się miedzy wzgórzami Kalwarii, a ponad nimi jaśniało cudowne
oblicze M. Boskiej. Przy każdej dróżce było kazanie, a potem na
zakończenie w kościele kazanie pożegnalne. Na pożegnanie,
wszystkie oczy pełne łez podniosły się ku obliczu Matki Najświętszej.
Lud z wszystkich okolic całej
Polski przyszedł błagać Niepokalaną Panienkę o różne łaski i wspomnienia. I ja
przyszłam błagać Niepokalaną o zmniejszenie bólu mej duszy,
o niech ja Ona ochrania... i niech spojrzy „łaskawym okiem miłosierdzia
Swego”.
Wiersze które pisałam
do koleżanki.
I.
O czemuż jesteś
taka zawsze dumna,
I nigdy radość
nie rozjaśnia czoła,
A widać
przecież, ze jesteś rozumna,
Bo Twe serduszko
tak wola;
I choć wyglądasz
jak wisienka mała,
Jak kwiatek z
majowej zieleni,
Twa postać tak
smutna i poważna cała,
Choć Twa
twarzyczka w słońcu się rumieni.
Wiec rozjaśnij
swoją maleńka twarzyczkę
I zamień się
w kwitnącą różyczkę,
Bo nie warto chodzić
zadąsana,
Będąc od
wszystkich tak bardzo kochana.
II.
O powiedz Ty cichy
Aniele,
Ty jasny promyku słońca,
Powiedz mi, powiedz
mi śmiele,
Czy możesz
mnie kochać bez końca?
Bom jest samotna i
pełna boleści
I smutek nieraz
mnie wielki ogarnia,
Chciałabym
zginąć cicho, bez wieści,
Bo nasze życie
– to straszna męczarnia
Lecz
może inna posiadasz istotę,
I całym sercem
kochasz ja od dawna.
Jeśli to
prawda powiedz mi o tym,
Aby miłości
nie okryła wzgarda.
O przebacz jeśli
wymagam za wiele,
Żebyś
kochała mnie piękny aniele,
O bardzo jest dusza
smutna i zbolała,
Żadna istota
mnie nie pokochała.
Może dlatego
żem jest taka dziwna,
I wciąż
przebywam w marzeń pięknym świecie,
Przebacz i kochaj
choć jestem naiwna,
Myśl o mnie często,
mój prześliczny kwiecie.
III.
O gdzies sie
podziala moj Aniolku zloty,
Gdzies Ty mi
uciekla bladolica moja?
Tak mi smutno bez
Ciebie, ze brak mi ochoty,
Do pracy i zabawy;
bom oddana Twoja.
Tak tęsknie za
twym cichym, anielskim spojrzeniem,
Za Twa powiewna
postacią: Tyś moim wspomnieniem
Ciągle myślę
o Tobie: w dnie jasne, pogodne,
Gdy słonko
rozwesela ten padół plączący,
I noce ciche,
cieple albo chłodne,
Bo czuje ciągle
jeszcze Twój całus gorący.
O żegnaj mi
kochany, mój drogi Aniele
I złącz
naszej miłości gorące ogniwa,
Idź przez
życie pokornie, lecz śmiele,
A będziesz
zawsze, zawsze szczęśliwa.
Dnia 24.VIII.1931
r.
Już wróciłam
z tych krótkich tegorocznych wakacji. Choć krótkie, były jednak wyjątkowo
miłe, pozwoliły mi bowiem na chwile zapomnieć o bólach i
troskach. Otoczona byłam przez serca pełne dobroci i skłonne współczuć.
Matka ,mej koleżanki jest to osoba pełna dobroci i ciepła.
Pokochałam ją bardzo, ona
nie myśli o sobie (jedynie) tylko o drugich. Brat koleżanki jest to
szczupły młodzieniec, ma tyle lat co ja, jest również dobry i
szczery. Oprócz tego był tam jeden chłopiec, który kształci się
na księdza. Ojciec jego jest również oddalony, ale dalej jak mój, bo
w Ameryce. Matkę ma niedobra i przezywa wiele z tego powodu. Przez oczy
jego spogląda dusza szlachetna, niech P. Bóg błogosławi jego
pracy i niech mu pozwoli dopiąć celu, niech powiększy grono
apostołów.
Dnia 25.VIII.1931
r.