UWAGA KONSUMENCI KULTURALNI !!!
Jeśli wstąpicie w najbliższym czasie do jakiejś lepiej zaopatrzonej księgarni z pewnością przykuje wasz wzrok nowe wydanie trylogii J.R.R. Tolkiena. Rzeczywiście, co do wyglądu i opracowania technicznego nie ustępuje ono w żadnym stopniu wydaniu brytyjskiemu: te same oryginalne ilustracje i okładka; na grzbiecie ksiąg widnieje symbol wydawnictwa tolkienowskiego. Forma jest więc bez zarzutu. Jednak cały problem tkwi w treści. Nie, broń Boże nie uważam, aby arcydzieło Johna Ronalda Reuela miało samo w sobie jakieś wady, jednakże nowe tłumaczenie (nie wiadomo po co do tego wydania przetłumaczono całe trzy tomiszcza po raz kolejny na polski) jest niewybaczalne. Krótko mówiąc jest to partanina. Już na pierwszej stronie bije po oczach wybitnie grafomańska wersja ośmiowersu pierścienia. Ambitny, lecz nieudolny tłumacz uparł się zostawić go w formie rymowanej (a są przecież o wiele lepsze i liczniejsze środki wspomagające tekst w byciu poezją). Oto co wypocił:
(Dla tych, którzy nie znają oryginału, ani lepszego tłumaczenia zamieszczam poniżej wersję autorską i nierymowane tłumaczenie Włodzimierza Lewika z pierwszego polskiego wydania. Jeżeli jednak ktoś jest zwolennikiem zachowania rymów, zamieszczam swoje własne, amatorskie tłumaczenie, które jest już chyba lepsze od tego powyżej.)
Po co upierać się przy zachowaniu rymów, jeśli przez to cały wiersz traci nie tylko swoją poetyckość, ale dostaje nowych znaczeń, przez co sam trzon trylogii staje się mniej jasny i jakby nadgniły?!
Poza tym, o ile można jeszcze zrozumieć luźne tłumaczenie germańsko lub anglosasko brzmiących nazwisk rodów hobbickich na takie o polskim znaczeniu (choć głupio i po nijakiemu brzmiące), jak Dłubowie, Pasopustowie, lub Hardostopczykowie, to już zupełnie nie rozumiem, po jakiego grzyba tłumacz zmienił sympatycznego Bilbo Bagginsa z Bag End w Bilbo Bagosza z Bagoszna. Nie nabiera to żadnego sensu dla polskiego czytelnika, a brzmi idiotycznie. Działa nawet przeciwnie: sugeruje że zamiast suchej, ciepłej i porządnej norki Bag End, ten zamożny hobbit mieszka w jakimś śmierdzącym i ponurym Bagosznie.
Moja rada dla was brzmi: POD ŻADNYM POZOREM NIE KUPUJCIE TEGO WYDANIA! Poszukajcie raczej tego trzytomowego "Władcy Pierścieni" w wydaniu "Czytelnika" z 1990. Jeśli nie w antykwariatach, to w bibliotece. Jeżeli zaś chcecie posiadać ilustracje do trylogii wykonane ręką Johna Howe, Alana Lee, lub innego z artystów zajmujących się tym tematem, kupcie nieco droższe wydanie brytyjskie, lub album z obrazami do małych fragmentów tekstu.
Moja rada dla brytyjczyków: na przyszłość lepiej sprawdźcie, kto tłumaczy dzieła sygnowane potem waszymi znakami.