Po śmierci Edwarda VI, zbór
protestancki kierowany przez Jana Łaskiego, uzyskał pozwolenie na opuszczenie
Londynu i popłynięcie do Niderlandów. Sztorm rozproszył ich małą flotyllę i
statek, na którym płynął Łaski znalazł schronienie w duńskim porcie Elsinore;
jednak nietolerancja luterańskich duchownych nie uszanowała ich azylu zbyt
długo. Przyjęty pierwotnie z przychylnością przez Chrystiana III, łagodnego i
bogobojnego księcia, już wkrótce Łaski był gwałtownie atakowany przez
nadwornych teologów, Wastfala i Bugenhagena, którzy odmalowali tułaczy
londyńskiego kościoła jako jednych z wielu niewiernych, niegodnych nawet miana
chrześcijan, robiąc z nich diabelskich męczenników. Król zwiedziony taką radą,
rozkazał uchodźcom opuszczenie kraju. Zmuszono ich więc na wejście na pokład
(choć był to okres sztormów) oraz na żeglugę poprzez tysięczne
niebezpieczeństwa w poszukiwaniu przyjaznych brzegów. Takie haniebne
pogwałcenie praw gościnności powtórzyli Luteranie w Lubece, Hamburgu i
Rostocku, wzbudzając gwałtowne oburzenie kościołów reformowanych w Szwajcarii,
które tak elokwentnie przedstawione jest w poniższym liście Kalwina do
Łaskiego. Łaski po przybyciu do Fryzji,
gdzie kilka lat wcześniej założył kilka kościołów, szybko skierował swoje kroki
do Frankfurtu, gdzie też spotkamy go w późniejszym okresie.
Do Jana Łaskiego
z wyrazami sympatii z powodu
jego doświadczeń -
głośnie wymówki na
nietolerancję niemieckich teologów.
Genewa, maj 1554 roku.
N |
ie odpisywałem Ci, dostojny panie a wielce szanowny bracie, tak szybko jak tego oczekiwałeś, ponieważ nie przypuszczałem, aby moja zwłoka przyczyniła Ci jaką wielką niedogodność. Pomimo wyjazdu stąd młodego Fryza, od czasu otrzymania Twojego listu, nie uznałem za właściwe powierzenie mu mojej odpowiedzi, która, jak przypuszczam, nie dotarła by do Ciebie szybciej, ze względu na bardzo okrężną drogę, którą zamierzył on obrać. Ktoś inny wyjeżdżał wkrótce po nim, lecz i on zdecydował się na pośredni kurs. Czym więcej pan de Schelles, który dostarczył mi Twój list, porzuciwszy nas nagle, pozostawił ze mną panów Cheke i Morisona, którzy sami następnie musieli wyruszyć do Włoch. Właśnie to jest powodem, dla którego pozwoliłem wyśmienitemu posłańcowi wyjechać z pustymi rękoma, jedynemu, który zadbałby przynajmniej o to, że cokolwiek napisałem, bezpiecznie i wiernie dostarczono by Tobie. Jeśli teraz jednak oczekujesz wypłaty za moją zwłokę z procentem, to się przeliczyłeś. Faktycznie, to nawet nie przypuszczam, abyś bardzo liczył na tego rodzaju przysługę, na którą potrzebował byś więcej czasu, bez większej z tego korzyści. Nie skłania mnie ku temu ton Twojego list, temat którego, choć daleki od radosnego, był przecież jednocześnie i pożyteczny i przyjemny.
Kiedy więc opis Twojej tułaczki napełnił mnie doniosłym bólem, to przecież przygody same w sobie zawierały element wzbudzający takie zainteresowanie, że go pomniejszyły, a po prawdzie stanowią one świetny materiał na powieść. Nie wątpię, że i wielu innych dzieli moje odczucia w tym punkcie. Cierpienia Twoje były świetnie oddane w opisie szczegółów, więc może byłoby wskazane puszczenie ich w szerszy obieg. Jeśli chodzi o mnie, to zostałem przez nie obdarowany owocami nie do wzgardzenia, mimo, że odbyło się to w zasmuceniu i goryczy, kiedy to dowiedziałem się o okrucieństwie Duńczyków. Dobry Boże! Jakież bestialstwo wśród chrześcijańskiego ludu, że w porównaniu z nim samo morze wydaje się łaskawe! Kiedy dotarła tutaj wiadomość, że król [duński] skinął ku niefortunnej braci, którzy wygnani z Anglii, byli w poszukiwaniu nowego schronienia, to był taki nagły wybuch radości, że ktoś mógł pomyśleć, iż sam ten fakt wystarczy, aby przynieść królowi nieśmiertelną sławę. Teraz jednak obawiam się, że ściągnął on na swoją głowę straszliwą pomstę Boga, niemniejszą niż niesława, którą to okrył się w oczach ludzi. A czym więcej radowałem się w jego poczciwości, tym teraz większa jest gorycz mojego rozczarowania, że jego łagodne usposobienie zastało tak bardzo podgrzane przez tych wtrącających się podjudzaczy, których perfidia jest nie mniej ohydna niż ich okrucieństwo, gdyż do ich obowiązków należało króla raczej ułagodzić, jeśli istniało przypuszczenie, że może być rozeźlony. Lecz wygląda na to, że ta złośliwa pasja udzieliła się wszystkim nadmorskim krainom; zaraza bowiem rozszerzyła się na Saksonię i sąsiadujące z nią kraje do tego stopnia, że nie znają oni ni granic ni wstydu w wyładowywaniu swojego nieokiełznania na nas. Najbardziej urokliwe przedstawienie, możesz być przekonany, dla papistów!
Dlatego tym bardziej powinniśmy dołożyć starań, aby zniweczyć te złośliwości bez rozgłosu, ponieważ nie możemy ich ogłosić nie powodując upokorzenia dla ewangelii. Ponieważ jednak mając dobre pojęcie, jak bardzo wzburzenie tej hałastry nie do ścierpienia było wszelkim ludziom światłym i umiarkowanej natury, umyśliłem sobie, że nie powinniśmy jednak poprzestawać na całkowitym milczeniu, z pewnością to nie moja wina, że jakaś odprawa z naszej strony nie została im dana już na samym początku, aby przywołać ich do porządku. Nasz przewyborny brat, Bullinger, przyjął inną postawę w tej sprawie i myślał, że nasze zwycięstwo byłoby najpewniej zabezpieczone poprzez nasze milczenie i powściągliwość. Aby więc moje zaangażowanie nie było obraźliwe, ani nie podważało zaufania, powstrzymywałem się od zbytniego zajmowania się tą sprawą osobiście. Ostatnio jednak i on sam się rozmyślił, zmęczony jak mniemam, dawaniem wrogowi zbyt dużej przewagi i z własnej inicjatywy zachęcił mnie do odparcia w krótkim traktacie ich ohydnych potwarzy. Obiecałem to zrobić. Będąc jednak zajętym opracowywaniem księgi Rodzaju podczas trwania całego zajścia i oczekując przynajmniej wstępnej zgody tych, których obrony się podjąłem, nic jeszcze w tym kierunku nie uczyniłem. Jednak tak szybko, jak tylko do tego zasiądę, mam nadzieję dostarczać stosowne opracowanie już bez większej zwłoki. Wracając jednak do Ciebie, znakomity bracie, wydaje mi się, że dałeś przykład godny podwójnej pochwały. Po pierwsze w zmaganiu Twoim i Twoich towarzyszy przeciwko nieokiełznanej wściekłości w wyniosłości tej dzikiej bestii [1], nie mniej umiarkowanie i cnotliwie jak i z szlachetną powagą, następnie zaś w utrzymaniu jakże często tego samego niezmiennego kursu co do umiarkowania, gdy następni, z podobną agresywnością dawali ujście furii przeciwko Wam. W braniu niewymuszenie pod wzgląd obrony prawdy z taką powagą, że będąc srodze miotanym tak na morzu, jak i na lądzie, nie uchylałeś się przed konfrontacją za cenę nowego schronienia, poprzez taką to właśnie wytrwałość złożyłeś Bogu mile pachnącą ofiarę, a jednocześnie dałeś wszystkim bogobojnym ludziom przykład godny naśladowania. Raduję się, że Pan spojrzał na Ciebie łaskawie tak, że dane Ci było znaleźć spokojną przystań, w której znajdziesz nie tylko odpoczynek, ale także zabierzesz się za pracę użyteczną Bogu i Jego kościoła. Niechaj Pan wszelkim błogosławieństwem wzbogaca tą jaśnie oświeconą panią [2], która z takim dobrodziejstwem i łaskawością wyciągnęła ku Tobie swoją matczyną rękę.
Jan Kalwin
© 2000 Copyright Peter Krolikowski
Strona główna | Kalwińska
półka
[1] W opisie podróży i
wydalenia Łaskiego z Elsinore przez luterańskich pastorów, czytamy następujący
fragment: Był wśród nich jeden główniejszy sługa słowa Bożego (jeśli Bóg
pozwoli mi obdarzyć go takim tytułem), który, kiedy był mocno przyciskany przez
argumenty jednego z naszych ludzi tak, iż nie mógł mu nic odpowiedzieć zawołał:
Zamilknij, albo przebiję cię na wylot tym oszczepem.
[2] Księżna Embden, która po śmierci Kalwina podjęła nabożną korespondencję z Teodorem Beza.