Tylko trzy miesiące
pracował z Widzewem trener Wojciech Łazarek. Przyszedł
do Łodzi po zaskakującej przegranej z Radzionkowem 0:5,
odszedł po porażce z Ruchem 1:2, choć z ostatniej
pozycji wyciągnął zespół na ósme miejsce.
"SE": -
Musiał pan odejść z Widzewa?
WOJCIECH ŁAZAREK:
- Nie było wyjścia.
Kto o tym zdecydował?
Ja podjąłem decyzję. Nie mogłem się bowiem
zgodzić na to, aby metody treningowe dyktowali mi
zawodnicy.
Co na to prezes Andrzej
Pawelec?
Chciał innych rozwiązań, ale w końcu przystał na
moją propozycję i rozstaliśmy się.
Trzy miesiące temu miał pan
rozpocząć budowę nowego Widzewa.
Założyliśmy sobie wysokie cele. Widzew nie był
przecież już tym Widzewem, który zdobywał tytuły
mistrzowskie i grał w Lidze Mistrzów.
Jakie były plany?
Chciałem przy starszych piłkarzach wprowadzać
powoli do drużyny młodych, których pozyskaliśmy z
niższych lig.
Ale czy oni na to
zasłużyli?
Jeśli mam do wyboru wstawienie do składu piłkarza
mającego ponad 30 lat i 21-latka, zawsze wybiorę tego
drugiego.
Starsi piłkarze mieli jednak
żal, że forował pan młodszych?
Jeśli młodsi nie byli gorsi, to dlaczego nie miałem
z nich korzystać? Przecież musiałem patrzeć w
przyszłość. A przyszłość to nie 36-letni
Chałaśkiewicz czy 32-letni Michalczuk.
Piłkarze zarzucali panu
też, że treningi były zbyt ciężkie.
Kiedy przejąłem Widzew, zespół nie był fizycznie
przygotowany do sezonu. Klub nie miał możliwości
korzystania ze wspomagania lekarskiego, jak za czasów
trenera Smudy. Trzeba było zamiast drogich odżywek i
witamin wrócić do starych metod. Ciężkiej pracy.
Niestety niektórzy piłkarze chcieliby, abyśmy sobie
trochę pobiegali na treningu, później siedli, wypili
piwo i poklepali się po plecach zadowoleni z wykonanej
pracy. Nie ze mną takie numery. Nie umiem pozorować
pracy.
Podobno brakowało im siły w
meczu o Puchar Polski z Rakowem?
To dziwne. Bo starczyło im siły za kilka dni, gdy
pogonili Stomil 5:0.
Może niepotrzebnie ujął
się pan honorem?
Mam swoją godność. Aby ją zachować i zostać,
musiałbym podjąć dość ostre decyzje.
Asów posadzić na ławce?
To też.
Którzy z piłkarzy napsuli
panu najwięcej krwi?
Ci, którzy nie byli w ogóle zagrożeni,
reprezentanci kraju jak Michalski czy Łapiński. Z ich
strony był to kompletny brak taktu i kultury. Przecież
oni mają tyle lat, ile ja pracuję w piłce, a
uważają, że wszystko o niej wiedzą. Są zepsuci
wysokimi kontraktami. Uważają, że należą im się
wielkie pieniądze, ale przy małym wkładzie pracy
Nie szkoda panu odchodzić z
Widzewa?
Zostawiłem tutaj trochę swojego potu, choć
pracowałem tylko kilka miesięcy, więc musi być żal.
A do którego klubu pan teraz
pójdzie?
Myślę, że znajdzie się jakiś, któremu będę
potrzebny. Nigdy nie brakowało dla mnie ofert pracy.
Liczę więc, iż nie będę musiał być na zasiłku dla
bezrobotnych.
|