Dlaczego wahał się pan przed przyjęciem
oferty Widzewa? JAN ŻUREK: Nie
zajęło mi to zbyt wiele czasu. To bardzo ciekawa propozycja. Widzew to jeden z głośniejszych
klubów w ostatnim czasie, o ustalonej marce.
Ale tylko w tym sezonie już trzech szkoleniowców nie potrafiło
sobie w nim poradzić.
Znam kluby, w których zmieniło się jeszcze więcej trenerów. Każdy prezes liczy na
to, że angażuje szkoleniowca, który zrobi dobrą robotę. Ja dopiero wchodzę w Widzew.
Mam komfortową sytuację, bo drużynie nie grozi spadek, nie musi również walczyć o
europejskie puchary. Mogę spokojnie przyjrzeć się zespołowi i myśleć już o rundzie
jesiennej następnego sezonu. Nie da się ukryć, że Widzew jest w przebudowie.
Oczekiwania wobec drużyny przynajmniej do czerwca są
niewielkie.
Tak, ale przede mną niełatwe zadanie zbudowania drużyny. Trzeba to wszystko poukładać.
Nie ma już Citki, Łapińskiego i Michalskiego. Musi powstać zespół w oparciu o
innych.
Oglądał pan mecz Widzewa z Odrą Wodzisław. Jakie są pana
wrażenia?
Znam przecież większość łódzkich piłkarzy, oprócz tych spoza ścisłej kadry.
Zresztą co innego obserwować kogoś w meczu, a co innego pracować z nim i mieć bezpośredni
kontakt. Teraz możemy poznać się na dobre. Przez pierwsze zajęcia będziemy się
obserwować. Nie będziemy się jednak tylko oglądać, bo przede wszystkim musimy wspólnie
pracować.
Czego brakowało Widzewowi w meczu z Odrą?
To szeroki temat. Rozmawialiśmy długo z zawodnikami po tym pojedynku. Widzew też ma
prawo przegrać mecz, bo to na razie zespół niedopieszczony.
Pierwszy raz wyjechał pan poza Śląsk?
Skądże. Byłem niedawno na wczasach we Włoszech.
Chodzi o pracę trenerską.
Mogłem wcześniej ruszyć się ze Śląska, ale nie było takiej potrzeby.
Odrzucił pan ofertę Petro Płock.
Nie tylko Petro. Dziś jestem w Łodzi i jest to odważny krok. A stąd do Warszawy już
niedaleko...
Miał pan propozycję ze stolicy?
Jestem w Widzewie i cieszę się z tego. Nie ma już tematu innych drużyn.
Zechciałby pan porównać Górnik Zabrze, w którym pan
ostatnio pracowałm, z Widzewem.
Za wcześnie na porównania. Nazwa, tradycja, to jest porównywalne, ale na dalszą
ocenę trzeba jeszcze poczekać.
Mówi pan, że dobrze zna wielu widzewiaków.
W ogóle znam polskich piłkarzy, nie tylko z ekstraklasy. Jestem przecież zawodowcem.
Szerokiej kadry Widzewa, młodych chłopaków z rezerw nie znam. Może znajdzie się tam
ktoś wart zainteresowania.
Z Górnika co chwila odchodzili najlepsi piłkarze. Pan
wyszukiwał następców w niższych ligach i następnie promował ich w ekstraklasie.
Podobnie będzie w Widzewie czy też da pan w czerwcu prezesowi listę życzeń?
Każdy trener ma swoją koncepcję. Będę szukał piłkarzy spełniających pewne
kryteria. Uważam, że należy przyjrzeć się bezpośredniemu zapleczu. Także w klubach
z okręgu łódzkiego. Co roku zdarzają się piłkarze, którzy chcieliby zrobić karierę.
Będziemy ich szukać i dawać szansę. Na pewno są tacy, którzy już prezentują dobry
poziom. Wymagają tylko oszlifowania. Zresztą nawet już uznani zawodnicy muszą nad sobą
pracować, a co dopiero młody chłopak. Trzeba znaleźć takich, którzy chcą osiągnąć
sukces. Bo Widzew jest drużyną, która nie znosi pustki. Chyba dałem się poznać jako
trener, który potrafi zbudować zespół. Po to też ściągnięto mnie do Widzewa. Na
razie muszę wtopić się w widzewski krajobraz.
Jakie pan widzi perspektywy przed Widzewem?
Ciężko mi odpowiedzieć. Nie jestem człowiekiem, który wyjdzie i powie: teraz to ja
tu pozamiatam. Jestem pracowity, mam koncepcję i będę ją realizował. Dziś jeszcze
nie powiem, że znalazłem złoty środek. Mam warsztat i kiedy zobaczę, jak tu wszystko
wygląda, skorzystam z niego. Po jakimś czasie ocenią mnie kibice i dziennikarze.
Jeden z ligowych trenerów nazwał Widzew śpiącą królewną,
która czeka na rycerza...
Każdy lubi bajki. Tak jak dziewczyna szuka królewicza, każdy klub czeka na swojego
trenera. Kiedyś Widzew znalazł Franciszka Smudę.
No, właśnie. Już teraz porównuje się pana do niego.
Okres, w którym przychodzi pan do Widzewa przypomina sezon 1994/95. To dobry moment?
Może coś w tym jest...
Czyli widzi pan sobie coś z królewicza.
Raczej mam zadatki na czarnoksiężnika.
Pana poprzednik nie znosił sprzeciwu. Jest pan demokratą czy
autokratą?
Jestem trenerem świadomym. Muszę wiedzieć, co robi zawodnik i odwrotnie. Musimy być
razem, ale musimy też znać granicę, której przekroczyć nie wolno. Jesteśmy
partnerami, a bez tego nic nie osiągniemy. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, to
moja dewiza. Trener nie może tylko krzyczeć na zawodników. Bez klimatu i wzajemnego
zrozumienia nie będzie miał kontaktu z zespołem.
Nie wygląda pan na człowieka surowego. Ukarał pan kiedyś
piłkarza?
Pewnie, i to nieraz. Ale u mnie można się wykupić dobrą postawą i zaangażowaniem
na treningach. Trzeba karać i nagradzać. To nie jest łatwe. Zawodnik też musi być świadomy
i unikać kar. Musi wiedzieć, że trening to jego praca. Nie może myśleć o
dziewczynie, która stoi za płotem. Może ją tylko widzieć, bo to poprawi jego widzenie
obwodowe. Przez to lepiej będzie czytał grę na boisku.
Przed panem był trener Lenczyk, któremu demokracja w drużynie
była rzeczą obcą. Jeszcze przed nim wyjątkowo ugodowy Grzegorz Lato. Pan wydaje się
mieć cechy obu tych trenerów.
Chyba jestem wypośrodkowany.
Dlaczego odszedł pan z Górnika?
W tym sezonie prowadziłem zespół z Zabrza w trzech meczach. Między innymi
zremisowaliśmy na wyjeździe z Legią. Myślę, że nawet mimo wielkich strat kadrowych
można było jeszcze coś osiągnąć. Tuż przed rozgrywkami wielu zawodników zachorowało
na grypę, co odbiło się na formie. Potrzeba było czasu. Zresztą nie chcę wracać do
tego, bo rozstałem się z zabrzańskimi działaczami w zgodzie.
Jaki styl gry jest panu najbliższy?
Trzeba wykorzystać to, co jest najlepsze w zespole. Należy oprzeć się na
najlepszych. Ukształtowana drużyna powinna grać ofensywnie, ale w razie potrzeby także
asekurancko.
W poprzednim sezonie gra Górnika bardzo podobała się
kibicom.
Ładnie się prezentowaliśmy. Każdy chciałby grać widowiskowo, ale nawet Barcelona
przegrywa. Będę starał się znaleźć optymalny styl dla Widzewa. Teraz jeszcze trudno
mi powiedzieć, jak to będzie wyglądać. Czy system 4-4-2, 3-6-1 czy 5-3-2. Wszystkie
nie są mi obce.
Jak wygląda pana życie prywatne?
Mam dwóch synów. Spodziewam się właśnie trzeciego dziecka. Mam nadzieję, że będzie
to w końcu córeczka.
Przeprowadzi się pan z rodziną do Łodzi?
Tak. To konieczne, by dobrze pracować.
Co oprócz piłki interesuje pana?
Lubię przebywać z naturą. Na przykład wędkować.
Czym może się pan pochwalić?
Nie pamiętam największego trofeum, bo nie przywiązuję do tego większej wagi. Lubię
jeszcze przydomowy ogródek. Zbudowałem go w Zabrzu od podstaw. Tak samo będzie z
Widzewem. |