

|
|
W historii
rankingu Piłki Nożnej jest pan piątym szkoleniowcem dwukrotnie z rzędu uhonorowanym tytułem Trenera Roku. Czy po zakończeniu rundy jesiennej spodziewał się pan, że takie wyróżnienie ponownie otrzyma? W
zeszłym roku zdawałem sobie sprawę, że jestem niemal
stuprocentowym faworytem. Za pierwszym razem łatwiej mi byto zasłużyć na waszą nagrodę, którą - czego nigdy nie ukrywałem - traktuję bardzo prestiżowo. Natomiast kończący się rok, a szczególnie jego
druga połowa,
kosztował mnie tyle
zdrowia, że chciałbym o nim jak najszybciej
zapomnieć. A skoro
mówimy o historii, to dodam, że podobnych ktopotów,
jakie jesienią miał Widzew, nie spotkatem w żadnym z klubów w
których wcześniej
byłem zatrudniony!
Dlatego drugi tytuł
Trenera Roku sprawił
mi o wiele większą satysfakcję niż pierwszy.
Do kłopotów, zszarpanych nerwów i
zapowiadanej przez pana rezygnacji jeszcze powrócimy.
Najpierw niech pan jednak opowie, jak spędzał grudniowy urlop i czy spełniło się marzenie, jakim był wyjazd - tam, gdzie nikt Smudy nie
rozpozna?
Urlop, który rozpocząłem
1 grudnia, spędzałem w Norymberdze.
Wypoczywałem
czynnie. Biegałem po
lesie, grywałem w
drużynie oldboyów.
Nawet wybrałem się na drugoligowy mecz
Nuernberg - Stuttgarter Kickers. Poziom tego spotkania
mnie rozczarował.
Przy okazji spotkaiem się
z niemieckimi dziennikarzami, którzy pytali o receptę na szybkie poskładanie znacznie osłabionego latem Widzewa.
To jest odpowiedź na
pytanie, czy mogłem
liczyć na anonimowość. . .
A czy zaspokoił pan ciekawość niemieckich dziennikarzy?
Odpowiedziałem, że jest
to mój sekret, że przecież żaden trener nie ujawnia
wszystkich tajemnic zawodowych. Ale - mówiąc poważnie, gdybym ja im zaczął szczegółowo
opowiadać o specyfice pracy w Widzewie, to albo by nie
uwierzyli, albo następnego dnia kibice w Niemczech czytaliby żenujące
artykuły o klubie - wizytówce polskiego futbolu... Ale
niektóre informacje i tak tam dotarły.
Trudno,
żeby zachodni sąsiedzi nie słyszeli o klubie, który
po rundzie jesiennej jest liderem polskiej ekstraklasy..
Jeszcze przed wyjazdem do
Niemiec słyszałem, że trenerzy polskich klubów
znaleźli skuteczną metodę poskramiania leniwych bądź
krnąbrnych zawodników. Przestrzegają takich piłkarzy,
że jak nie zmienią swojego podejścia do zawodu, to za
karę zostaną odesłani do Widzewa, gdzie o pieniądzach będą
sobie mogli jedynie pomarzyć! Ta anegdota z każdym
dniem staje się bardziej chwytliwa. Także w
Niemczech...
Dlatego
publicznie stwierdził pan, że jeżeli prezes Widzewa,
Andrzej Pawelec, nie wypłaci piłkarzom i trenerom
zaległości przed świętami Bożego Narodzenia, to pan
rezygnuje z pracy w tym klubie?
Prezesowi Pawelcowi
bardzo zależało, żeby w oczach dziennikarzy był
człowiekiem bez skazy, a Smuda, dla odmiany bywał
przedstawiany jako facet, który bez przerwy wyciąga
rękę po pieniądze. Z całą stanowczością
podkreślam, że w tym konflikcie na odzyskaniu własnych
pieniędzy mnie zależy najmniej! W potrzebie są przede
wszystkim zawodnicy, którzy mają na utrzymaniu żony i
dzieci. Taki Lapiński, Siadaczka, czy jeszcze paru
innych, oczekują
nawet jeszcze na pieniądze należne im za podpisanie
kontraktów! I to jest, i ma być, drużyna mistrza
Polski? Aż wstyd się
przyznać!
Jednak problem Widzewa
tkwi głębiej. Jest nim system, a właściwie jego brak,
finansowania całego klubu, a nie tylko piłkarzy,
trenerów czy pracowników administracyjnych. Wizerunek
ubarwiają kłamliwe deklaracje prezesa Pawelca, który -
żeby ratować swoją reputację - zdeeydował się
publicznie ujawnić wysokość mojej pensji. W żadnym z
klubów zachodnioeuropejskich, choćby nawet amatorskim, takie praktyki
nigdy nie były stosowane! Już po moim przyjeździe do
Norymbergii prezes Pawelec do mnie zatelefonował.
Powiedział, żebym przyjechał do Łodzi po pieniądze.
Następnego dnia rozmawiałem z innym działaczem
Widzewa, który poinformował
mnie, że pensje i zaległe premie, zresztą tylko za dwa
jesienne mecze, otrzymali wyłącznie zawodnicy, że
znowu żadnej puli nie przewidziano dla obu trenerów i
kierownika drużyny! Pana Pawelca podziwiam! Chciał,
żebym przerwał urlop, przejechał tysiąc kilometrów i już w Łodzi
dowiedział się, że pieniądze otrzymam powiedzmy - 15
stycznia? Nasze drogi się rozeszły. Jeżeli go będzie
stać, to niech nadal rządzi, ale ja - dla dobra klubu i
starego układu - postanowiłem pana prezesa opuścić.
Czy taka deklaracja ne
jest przypadkiem formą wywierania nacisku na prezesa
Pawelca ze strony Andrzeja Grajewskiego, który
posługuje się panem?
Nie interesuje mnie
polityczno-finansowy spór między Pawelcem a Grajewskim.
Wiem, że na Zachodzie są ludzie, którzy chętnie
odkupiliby pakiet akcji Widzewa. Krew mnie tylko zalewa,
gdy przypomnę sobie, że przez ponad dwa i pół roku
ani razu nie żądałem
od Pawelca jakichkolwiek pieniędzy a on teraz odwraca
kota ogonem. Panu prezesowi wstyd się przyznać, że od czterech lat
po prostu nie stać go na
finansowanie klubu. A mnie chce się śmiać, gdy slyszę, że prezes szuka
pomocy u szefów
firmy Atlas, choć przecież prawa sponsorskie nadal ma Bakoma, a prawa
do transmisji telewizyjnych i reklam już dawno temu
wykupił Grajewski. On, w przeciwieństwie do Pawelca, jest
bardziej wiarygodnym, bo wypłacalnym,
udziałowcem.
Natomiast dziwi mnie, że
nikt dotychczas nie zadał sobie trudu i nie
policzył ile pieniędzy zarobili piłkarze.
Ciekawe jaki to był procent budżetu klubu w
ostatnich dwóch - trzech latach?
Czy
chce pan przez to powiedzieć, że wątpliwości wzbudza
ustalenie faktu, kto rzeczywiście czyim był sponsorem w
Widzewie?
To pan powiedział, a ja
jedynie dałem do zrozumienia, że bardziej ufam liczbom niż
już z założenia kłamliwym deklaracjom prezesa
Pawelca. Dzisiaj wiem, że gdybyśmy nie wygrali z Legią
w Warszawie któregoś z dwóch meczów decydujących o
zdobyciu mistrzostwa Polski, to dzisiaj Widzew pewnie by
już nie istniał! Teraz jesienią coś pękło, mój
żal się spiętrzył i rozlał. Jak Odra w lipcu...
Ale gotowy jestem pracować
w Widzewie jeszcze przez 10 lat, pod warunkiem, ze w
klubie dojdzie do dużych zmian i wreszcie przestanie on
przypominać kolosa na glinianych nogach.
Ponieważ
nie była dyżurna rozmowa z laureatem, więc na
zakończenie zapytam - czego panu życzyć w 1998 roku?
Żeby Widzew znowu
został mistrzem! Bez względu na to, kto będzie jego
trenerem. A rozmowa nie mogła być odświętna, bo ani
nie mam ani ochoty ani odpowiedniego stroju...
|