Powrót do "Widzew Łódź"

W 49 minucie Pavel Srnićek niecelnie wybił piłkę, Krzysztof Nowak natychmiast zagrał ją do Arutra Wichniarka, a młody widzewiak pobiegł między rozpędzonych w przeciwnym kierunku czeskich defensorów, minął bramkarza i strzelił swoją pierwszą bramkę w reprezentacji seniorów.

Pana pierwszy gol w meczu pierwszej reprezentacji, chyba pytanie czy pan się cieszy jest banalne?

Artur Wichniarek: Wcale nie. Jestem bardzo zadowolony, nie tylko ze zdobytej bramki, ale z całego występu. W pierwszej połowie przeprowadziłem kilka ataków.

Mówiono, że przez 30 minut był pan stremowany?

To takie pytania są nie na miejscu. Mówiłem już, że pierwsza połowa w moim wykonaniu była dobra. Nie bałem się. Nigdy się nie boję.

Pan się nie przechwala?

To nie są przechwałki, ani zadufanie w sobie. Jestem tylko pewny siebie, bo mam taką dewizę na grę w piłkę.

Druga połowa w pana wykonaniu była jeszcze lepsza.

Tak, strzeliłem bramkę, ale nie mogłem zmarnować tak dobrego podania Krzysia Nowaka. Gdy widziałem leżącego bramkarza gości, byłem pewien, że zdobędę gola.

Jak pan ocenia występ Czechów?

Oni przegrali już przed meczem. Wszystko dlatego, że porównali nas do Estończyków. Przekonali się więc, że w eliminacjach mistrzostw Europy mogą przegrać z Estonią. Tak w ogóle, to po zdobyciu wicemistrzostwa naszego kontynentu poprzewracało im się w głowach.

Teraz jako zdobywca gola jest pan zadowolony. Jednak nie wiadomo, czy z pańskiego gola cieszy się trener reprezentacji olimpijskiej Paweł Janas, bo teraz będzie musiał o pana walczyć z selekcjonerem Wójcikiem.

Nie wiem, czy będzie potrzeba walki. Na razie staram się zdobyć zaufanie trenera Wójcika i przekonać go do siebie. Nie wiem także, czy będzie jeszcze kiedyś chciał korzystać z moich usług, ale mam nadzieję, że tak się stanie. Natomiast trener Janas wie, że zawsze może na mnie liczyć.

Pod koniec spotkania zaczęły pana łapać skurcze. Czyżby tyle sił kosztowało pana środowe spotkanie?

Wcześniej narzekałem na lekko naderwany mięsień dwugłowy i on dał znać o sobie podczas meczu.

Tylko dwie minuty zagrał pan razem z największym konkurentem do korony króla strzelców, Tomaszem Frankowskim...

Może kiedyś zagramy razem przez większość spotkania.

1