Przez większość rundy jesiennej
Widzew spisywał się przeciętnie. Nagle zaczął wszystkie mecze wygrywać. Skąd taka
przemiana?
Marek Dziuba: To przede
wszystkim zasługa zawodników. Nie chciałbym uchodzić za zarozumiałego, ale moim
zdaniem Widzew ma największy potencjał piłkarski w polskiej lidze.
Wcześniej
jednak nie było tego widać.
Nie będę się wypowiadał na temat tego, co było przed moim przyjściem.
Mnie udało się znaleźć wspólny język z drużyną. Chciałem udowodnić pewnym
ludziom, że się mylili, podobnie zresztą piłkarze. Cieszę się z dobrej passy, ale
przestrzegam przed nadmiernym optymizmem i samozadowoleniem, bo kiedyś ta seria musi
zostać przerwana. Mam nadzieję, że będzie jednak jak najdłuższa.
Piłkarze
wygrywają, ale nie dostają premii. W jaki sposób ich Pan motywuje?
Nie chcę mówić o finansach, bo od tego są w klubie inni ludzie.
Taka już specyfika Widzewa, że zawodnicy, mimo opóźnień w wypłatach, grają
najlepiej, jak potrafią, a później, nawet po wyjeździe za granicę, są zwiazani z
klubem.
Pana
poprzednik miał problemy z porozumieniem się z najlepszymi zawodnikami. Jak Pan sobie z
tym poradził?
Mówiłem już, że nie chcę oceniać poczynań trenera Łazarka.
Trzeba liczyć się jednak ze zdaniem podopiecznych. W drużynie musi być szef i ludzie,
którzy wykonują pewną pracę. Czasami zdarza się, że piłkarzom uda się mnie
przekonać do swoich racji, ale powtarzam: decydujący głos należy do mnie i do pomagającego
mi Pawła Zawadzkiego. Odnieśliśmy dziewięć kolejnych zwycięstw, co świadczy, że
nasze układy są prawidłowe. Nigdy nie jest jednak tak dobrze, żeby nie mogło być
lepiej. Dotychczas nie miałem z piłkarzami żadnych problemów.
Jak się
Panu współpracuje z działaczami?
Wzorowo. Każdemu trenerowi życzę takiej współpracy. Ja odpowiadam
za wyniki sportowe. Prezes nie narzuca mi, kto ma wyjść na boisko, a kto nie.
Przed
rundą wiosenną stracił Pan dwóch zawodników: Siadaczkę i Szymkowiaka. Z nimi byłoby
chyba jeszcze łatwiej grać?
Na pewno. Tym bardziej, że Mirek Szymkowiak był jesienią w
rewelacyjnej formie. Największe rezerwy tkwią właśnie w grze bocznych pomocników.
A czy
ktoś Pana szczególnie zaskoczył?
Na pewno Rafał Kaczmarczyk. To wiosną jeden z naszych najlepszych
zawodników. Poza tym dobrze spisują się Sławek Gula i Zbyszek Czajkowski. Obaj mieli
sporą przerwę w pierwszoligowych występach, ale potrafili wkomponować się w zespół.
Bardzo silnym punktem jest też Sławek Olszewski. Nabrał pewności, stał się czołowym
bramkarzem w lidze.
Z ŁKS
zdobył Pan mistrzostwo Polski. Jak porówna Pan tamten zespół z Widzewem?
Widzew to zupełnie inna drużyna. Chyba lepsza piłkarsko od ŁKS.
Prawie każdy z widzewiaków ma za sobą występy w reprezentacji. To duże wyzwanie dla
mnie, bo z takim zespołem pracuje się trudniej. Inaczej trzeba rozmawiać z zawodnikami
na dorobku, a inaczej z czołowymi w kraju, a przecież takimi są Łapiński, Michalski
czy Citko. Cały czas się uczę.
Co
zadowoli Widzew w tym sezonie?
Jak najwyższe miejsce.
Czyli
mistrzostwo?
Wisła ma sporą przewagę, więc trudno będzie ją dogonić. Nie odpuścimy
Pucharu Polski, który zdobyłem jeszcze jako zawodnik Widzewa. Chcemy zagrać w
europejskich pucharach. Jeśli zajmiemy drugie miejsce i będziemy walczyć o Ligę Mistrzów,
to działacze zapewne zrobią wszystko, by wzmocnić skład.
|