Czy rok 1998 był najlepszym w pańskiej
karierze? MIROSŁAW SZYMKOWIAK:
Na pewno najrówniejszym. W sumie jestem z niego zadowolony. Liczyłem oczywiście na
lepsze miejsce z Widzewem w poprzednim sezonie, bo przecież byliśmy mistrzami
półmetka. Ale wiadomo, w jakiej sytuacji się znajdowaliśmy. Na plus mogę zapisać
sobie udowodnienie, że potrafię grać nawet w ataku oraz fakt, że znalazłem się w
szerokiej kadrze trenera Janusza Wójcika.
A' propos zmiany pozycji, o której pan wspomniał. Wygląda
na to, że jest pan dzisiaj najwszechstronniejszym piłkarzem w Polsce. Grał pan w
poważnych meczach jako: libero, prawy obrońca, prawy i defensywny pomocnik, a ostatnio
także napastnik...
Owszem, wychodzi na to, że jestem zawodnikiem od łatania dziur.
Czy nie uważa pan, że ta nadmierna wszechstronność hamuje
jednak rozwój pańskiej kariery? Dziś jest pan, powiedzmy, czwartym stoperem w lidze,
ósmym napastnikiem, trzecim prawym pomocnikiem. Nie lepiej być klasyfikowanym tylko na
jednej pozycji, ale za to jako numer 1?
Być może w tym, co pan mówi, jest trochę racji. Ale mam przecież dopiero 22 lata i
wciąż się uczę. A gra na różnych pozycjach pozwala doskonalić różne elementy
piłkarskiego rzemiosła. Na przykład, grając w ataku, mam okazję przećwiczyć
zastawianie się przed przeciwnikiem, kombinacyjną grę w tłoku, podczas gdy w roli
prawego pomocnika często przez całe 90 minut meczu toczyłem tylko pojedynki ze swoim
vis a vis. Troszeczkę plusów więc jest, niemniej chciałbym wreszcie zadomowić się na
prawej pomocy. Ale wszystko zależy od trenera...
Nie sądzi pan, że trenerzy robią panu krzywdę
przerzucając z jednego miejsca na boisku na drugie? Nie dostrzega pan rozbieżności
celów? Szkoleniowiec myśli wszak głównie o dobru drużyny, mniej kłopocząc się
indywidualnym rozwojem zawodników...
Piłkarz nie może kwestionować decyzji trenera. Gdybym się stawiał, miał jakieś
pretensje, to popsułbym atmosferę w zespole. Ustalać skład i taktykę może tylko
jedna osoba na raz. Dlatego na pytanie trenera: Czy zagrasz jako napastnik, jako
stoper? - zawsze odpowiadam: Nie ma problemu. Mam jednak nadzieję, że
wiosną na dobre wróci do składu Marek Citko i stworzy w ataku duet z Arturem
Wichniarkiem, a ja będę mógł wrócić na prawą pomoc.
A może powinien pan zostać w ataku? Nie rozsmakował się
pan w strzelaniu goli? Szło to panu nie najgorzej...
Owszem, to są niezwykle przyjemne chwile, gdy unosi się w górę ręce i kiedy
koledzy podbiegają z gratulacjami. Ale napastnikiem trzeba się urodzić...
Skoro w swych siedmiu pierwszych meczach w ataku strzelił pan
sześć goli, to może właśnie jest pan urodzonym napastnikiem?
Na ten temat moglibyśmy porozmawiać, gdybym zagrał jeszcze jedną rundę jako
napastnik. Póki co wszelkie wnioski są moim zdaniem przedwczesne.
Zmieńmy temat. Jest pan powoływany na zgrupowania kadry,
jednak na razie wyższe notowania mają na pana pozycji Tomaszowie: Iwan i Hajto. Czy
zdarza się panu, obserwując ich grę, pomyśleć w którymś momencie: "Nie, ja
bym jeszcze nie potrafił tak zagrać w takiej sytuacji. Oni są wciąż ode mnie
lepsi."? Czy też może uważa pan, że w drużynie narodowej już powinna
nadejść era Szymkowiaka?
Moim zdaniem konkurenci są na razie lepsi ode mnie. Póki co jestem wdzięczny
selekcjonerowi, że w ogóle powołuje mnie na zgrupowania i że mam szansę uczyć się
od kolegów grających za granicą.
W czym Hajto i Iwan są lepsi od pana?
Wszyscy piłkarze przyjeżdżający na zgrupowania kadry posiadają mniej więcej takie
samo wyszkolenie techniczne. Różnimy się zaś doświadczeniem. Piłkarze grający za
granicą mniej obawiają się potyczek jeden na jeden z przeciwnikami.
Z tym doświadczeniem to jest w pańskim przypadku dziwna
sprawa. Niby ma pan dopiero 22 lata, ale w polskiej lidze gra pan już 7 sezonów. Czy
może się pan jeszcze czegokolwiek nauczyć w kraju?
Tak, od każdego nowego trenera... Ale istotnie, nadzszedł już w mojej karierze ten
moment, kiedy należy dokładnie rozważyć każdą poważną ofertę z Zachodu.
Rozważyć i skorzystać.
Co pan rozumie pod pojęciem poważnej oferty? Czy na
przykład wyjechałby pan do przeciętnego klubu ligi belgijskiej?
Nie. Już wolę grać w czołowym klubie polskiej ligi i w europejskich pucharach.
A chciałby pan przejść do Wisły Kraków?
Wisła ma teraz poważne problemy. Bardzo mocno musiałbym się zastanowić przed
podjęciem decyzji o przeprowadzce do Krakowa.
Pan chciałby wyjechać za granicę. A jakie jest generalnie
nastawienie wśród piłkarzy Widzewa: chcecie jeszcze coś razem osiągnąć, czy też
czekacie tylko na możliwość odejścia?
Nie mogę wypowiadać się za kolegów. Uważam, że po pierwsze każdemu piłkarzowi
należy powiedzieć o ewentualnej ofercie i każdy musi sam zadecydować... Mamy jeden z
najsilniejszych zespołów w kraju i powinniśmy zakwalifikować się do pucharów. Jeśli
tak się stanie, większość z nas zostanie w klubie na następny sezon.
Radosław Michalski w wywiadzie dla tygodnika "Piłka Nożna"
powiedział, że tam, gdzie jest prezes Grajewski, nie może być mowy o budowaniu silnej
drużyny, gdyż myśli on wyłącznie o pieniądzach za ewentualne transfery swoich
graczy. Czy również według pana atmosfera w klubie poprawiła się, odkąd pełnię władzy
przejął prezes Pawelec?
W pewnym sensie tak. Poprzednio, kiedy klub nam nie płacił, nie wiedzieliśmy do kogo
mieć o to pretensje, bo ten pan mówił na tego, a ten na tego. Teraz przynajmniej wiemy,
kogo trzymać za słowo.
Ufacie prezesowi Pawelcowi, wierzycie, że wypłaci wam zaległe
pieniądze? Bo rozumiem, że klub nadal jes waszym dłużnikiem?
Tak, są pewne zaległości, ale teraz, kiedy prezes Pawelec podpsiał umowę z nowym
sponsorem, może być już tylko lepiej.
A jak prezes podchodzi do kwestii waszych wyjazdów za granicę?
Czy nalega, żebyście przyjmowali oferty, czy raczej stara się was przekonać do
pozostania w klubie?
Raczej to drugie. Prezes zawsze miał wielkie ambicje i za to bardzo go cenimy. Zawsze
nam obiecywał, że wzmocni zespół, że kupi tego czy tego piłkarza, z czym potem różnie
bywało, ale niewątpiliwie to jemu zawdzięczamy to, że wciąż mamy silny skład.
Porozmawialiśmy o prezesach Widzewa, pora przejść do trenerów.
Jak to było z Wojciechem Łazarkiem - zwalnialiście go trochę, czy nie?
Trochę... nie. O wszystkim dowiedziałem się dopiero, kiedy pewnego dnia przyszedłem
do klubu i usłyszałem, że na razie nie wychodzimy na trening, bo za chiwlę przyjedzie
prezes Pawelec i podejmie jakąś decyzję... Pisanie o tym, że ktoś z nas, na
przykład Tomek Łapiński, zwalniał trenera, jest kompletną bzdurą. Nie wyobrażam
sobie, jak piłkarz może zwolnić trenera. Ma pójść do prezesa i powiedzieć: Prezesie,
niech go pan wyrzuci, on jest do niczego? Ja nie odważyłbym się nigdy na taki
krok...
Właśnie tak sobie to wyobrażam, jak pan opsiał... Jak można
wytłumaczyć fakt, że po przyjściu trenera Dziuby odnieśliście same zwycięstwa? Piłkarze
Wisły narzekali, że praca z trenerem Łazarkiem była bardzo stresująca...
Nie chcę się wypowiadać na temat trenera Łazarka. Oceniając go trzeba pamiętać,
że objął zespół po rozpoczęciu rozgrywek, że nie miał wpływu na nasze
przygotowanie do sezonu. Trener Dziuba zmienił nieco taktykę i zaczęliśmy wygrywać.
Myślę, że typowe ustawienie 1+3+5+2 najbardziej nam odpowiada. Wcześniej praktycznie
co mecz była zmiana ustawienia, taktyki. Maciek Terlecki grał ostatniego stopera, Tomek
Łapiński w środku pomocy...
Zaczęliśmy naszą rozmowę od oceny roku minionego, skończmy
ją ujawnieniem pańskich planów na następny. Co musiałoby się w nim wydarzyć, żeby
był pan z niego zadowolony?
Po pierwsze chciałbym się utrzymać w kadrze, zakwalifikować z Widzewem do pucharów
i wrócić na prawą pomoc - to jest taki plan minimum. Plan maksimum, na arenie
klubowej, to mistrzostwo Polski... A reprezentacja? Jeśli przyjdzie taki dzień, że
trener Wójcik postawi na mnie, to chciałbym zagrać tak, żeby już nie wrócić na ławkę
rezerwowych. |