

|
Wygląda na to,
że jest już pan w pełni zaaklimatyzowany w Łodzi. Czy
tak dobrze było od początku pobytu w Widzewie? ARTUR WICHNIAREK:
W Poznaniu przeżyłem całą młodość, tam też się
urodziłem i nigdzie poza Poznań właściwie się nie
ruszałem. Nagle musiałem zostawić dom rodzinny,
zmienić zupełnie otoczenie, musiałem zamieszkać sam i
rzeczywiście na początku było ciężko. Wydaje mi
się, że przez to dłużej trwała także aklimatyzacja
w zespole Widzewa. Nie mogłem pokazać wszystkiego na co
mnie było stać. Później jednak czułem się w Łodzi
coraz lepiej, znalazłem przytulne mieszkanie na
Manhattanie, przyjechała do mnie z Poznania i
zamieszkała ze mną moja narzeczona, a więc moje życie
się ustabilizowało i to było także widać w moich
występach na boisku.
Czy Widzew spełnił pana
oczekiwania?
Łódzki klub był w ciężkiej sytuacji finansowej i
w takiej pozostał. Rozpatrując ofertę Widzewa nie
miałem na uwadze tylko strony finansowej, owszem
musiałem się już sam utrzymywać i nie mogłem tego
problemu pominąć, ale przede wszystkim o przejściu do
Łodzi zadecydowało to, że w Widzewie mogłem się
piłkarsko rozwinąć. Był tu trener Franciszek Smuda, o
którym bardzo dużo dobrego słyszałem, grając jeszcze
w Poznaniu, byli i do dzisiaj są wspaniali zawodnicy,
reprezentanci Polski. Drugim powodem zmiany klubu było
to, że nie mogłem porozumieć się z ówczesnym
trenerem Lecha Krzysztofem Pawlakiem i oferta z Widzewa
przytrafiła się w bardzo dobrym dla mnie momencie.
Dzisiaj twierdzę, że opłaciło się przeprowadzić do
Łodzi.
Czy siedzenie na ławce
rezerwowych w pierwszoligowym klubie młodego zawodnika
jest dla niego wystarczającym powodem do zmiany klubu?
Ciężko było mi podjąć decyzję o wyprowadzce z
rodzinnego Poznania, ale z drugiej strony nie mogłem
pogodzić się z rolą gracza rezerwowego, gdy wcześniej
już przez dwa sezony występowałem w pierwszej
drużynie Lecha. Dla mnie było to stratą czasu i
musiałem szukać możliwości grania na boisku w dobrym
zespole. Gdybym tego nie zrobił, mógłbym się
pożegnać z kadrą olimpijską trenera Pawła Janasa.
Zaryzykowałem i postanowiłem walczyć o miejsce w
podstawowym składzie Widzewa.
Dla wielu młodych piłkarzy
sportowa kariera, wyjazd do markowego klubu to przepustka
do dobrobytu. Pan miał w domu rodzinnym właściwie
wszystko...
Rzeczywiście, nie mogłem narzekać. Wiadomo jednak,
że każdy ma swoją ambicję. Nie należę do tych,
którzy chcieliby żyć na garnuszku ojca. Od
najmłodszych lat chciałem grać w piłkę, bo bardzo to
lubiłem robić, a uważam, że nie ma nic piękniejszego
niż robić to, co się kocha i jeszcze dostawać za to
pieniądze.
Od początku bieżącego
sezonu prezentuje pan bardzo dobrą formę, 11
strzelonych bramek, dobre noty za występy. Z czego ta
dobra dyspozycja wynika?
Myślę, że w pewnym stopniu przyczyniła się do
tego adaptacja do nowych warunków, w których się
znalazłem. Na pewno swój wpływ ma wielka praca na
treningach. Przyczynił się do tego także trener
Wojciech Łazarek, który postawił na mnie jako
napastnika. Dał mi poczucie pewności i spokoju. Za
czasów trenera Smudy grałem częściej w linii pomocy,
choć zawsze uważałem, że moje miejsce jest w ataku.
To przekonanie się sprawdziło.
Głośno było o fakcie
zwolnienia trenera Łazarka, któremu jak pan przed
chwilą powiedział dużo zawdzięcza, przez piłkarzy
Widzewa.
Wyczytałem gdzieś, że to nawet ja przyczyniłem
się do odejścia naszego szkoleniowca. Muszę to
zdementować. Jednak w drużynie jest kilkudziesięciu
piłkarzy, a jeden trener, który powinien do wszystkich
dotrzeć. Ciężko mi powiedzieć dlaczego nie ułożyła
się współpraca między zawodnikami Widzewa i trenerem
Wojciechem Łazarkiem. Przyszedł do zespołu w trudnym
momencie po nie przepracowanym przez piłkarzy należycie
okresie przygotowawczym. Wziął się ostro do pracy, bo
zdawał sobie sprawę z naszych zaległości, kiedyś tę
robotę trzeba było wykonać. Myślę, że gdyby dostał
więcej czasu wyniki też by przyszły. Trener Marek
Dziuba bardzo dobrze poukładał drużynę, dał nam
trochę odpocząć i wydaje mi się, że nasze obecne
sukcesy są rezultatem pracy obydwu szkoleniowców.
Kiedyś mówił pan, że
widzi pan swoją rolę w dogrywaniu piłki na dogodne
pozycje partnerom. Skąd ta przemiana w egzekutora, czy
wypracował ją pan w czasie treningów?
Tak rzeczywiście było. Wiązało się to chyba z
faktem, że w Lechu brakowało piłkarzy, którzy
potrafiliby jednym dobrym podaniem otworzyć drogę do
bramki. W Widzewie jest inna sytuacja, kilku piłkarzy
"rzuca" doskonale piłkę, niemal na nos,
kolegom w ataku. Tacy są Radek Michalski, Mirek
Szymkowiak, Rafał Kaczmarczyk czy Darek Gęsior.
Napastnikom pozostaje tylko strzelać bramki i cieszę
się, że ta sztuka udawała mi się w jesiennej rundzie.
Wypada mi tylko podziękować moim kolegom z drużyny, bo
to także dzieki nim zacząłem grać tak skutecznie i
doszedłem do wysokiej formy. Uwierzyli, że mogę celnym
strzałem wygrywać również dla nich nasze mecze,
bardzo się z tego cieszę.
Czy w ślad za dobrą formą
ustawia się kolejka klubów, które widziałyby pana w
swoich szeregach?
Polskie czołowe kluby często kontaktują się ze
mną i namawiają do wyprowadzenia się z Łodzi. Myślę
jednak, że gdy Widzew pozostanie w tym składzie w jakim
jest i poprawi się jego sytuacja finansowa, a dzięki
nowemu sponsorowi, browarowi "Piast" jest na to
szansa, to będziemy najlepszą drużyną w kraju.
Powtarzam jednak, muszą przynajmniej pozostać ci
piłkarze, którzy w Widzewie są w tej chwili. Jeżeli
tak się stanie to nigdzie z Łodzi nie będę
wyjeżdżał. Czuję się tu znakomicie, atmosfera w
zespole jest znakomita, doskonali są kibice, słowem
jest to co jest potrzebne do osiągnięcia sukcesu.
Obecnie gra pan w
olimpijskiej reprezentacji. Bardziej marzy pan o
występie na Igrzyskach Olimpijskich czy na mistrzostwach
świata?
Pierwszym celem jest wywalczenie wraz z kolegami prawa
do gry w Sydney w 2000r., a nie będzie to łatwe do
osiągnięcia, bo oprócz awansu z eliminacji, trzeba
jeszcze zająć w mistrzostwach Europy jedno z 4
pierwszych miejsc. Myślę jednak, że wszystko jest na
dobrej drodze, byśmy byli obecni w Australii. Cieszę
się bardzo, że znalazłem się także w kręgu
zainteresowania selekcjonera reprezentacji Janusza
Wójcika i mam nadzieję, że w przyszłości zagram z
pierwszą, reprezentacyjną drużyną w mistrzostwach
świata.
|