Powrót do "Widzew Łódź"

Rozmowa z byłym bramkarzem Legii i Widzewa, a teraz Polonii, Maciejem Szczęsnym, przed meczami derbowymi 15. kolejki ekstraklasy sezonu 1998/99 (w tej samej kolejce miały się zmierzyć ŁKS z Widzewem oraz Polonia z Legią).

OLGIERD KWIATKOWSKI: Czy derby nie są czasem takimi samymi meczami jak pozostałe, ale wokół których atmosfera jest sztucznie podgrzewana?

MACIEJ SZCZĘSNY: Nawet jeśli tak jest, to dobrze. To wydarzenie lokalne większe niż mecz jednej drużyny z zespołem, który przyjeżdza z obcego miasta. Część kibiców w Warszawie interesuje się jednym klubem, część tym drugim i nawet jeśli przyjeżdza Wisła Kraków na Legię czy Polonię, to tylko część warszawiaków zainteresuje się tym meczem. Derbami zainteresowani są wszyscy.

Czy uważasz, że dla kibiców Legii gorsze było to, że opuściłeś ten klub dla Widzewa, czy że teraz grasz w innym warszawskim zespole - Polonii?

Mało mnie interesuje to, co jest dla nich gorsze. Oni sami nie wiedzą, co jest dla nich gorsze, a co lepsze.

W derby Łodzi zapisałeś się w pamięci kibiców, przepychając się przed meczem z Grzegorzem Krysiakiem?

Był to drobiazg. Mimo to cieszę się, bo pokazałem, że nie daję sobie w kaszę dmuchać.Wyszedłem na rozgrzewkę jako pierwszy, uważałem więc, że mam prawo wyboru bramki. Poszedłem rozgrzewać się tam, gdzie siedzieli kibice Widzewa. Nie wiedziałem, że na ŁKS-ie istnieje zwyczaj, że ełkaesiacy rozgrzewają się właśnie tam. Powstał konflikt interesów, bo ja już tam dawno byłem i dawno się rozgrzewałem, a oni wyszli jak po swoje. Gdyby zachowali się zwyczajnie, podeszli, poprosili, żeby zmienić bramkę i pójść na drugą połowę boiska, to bym poszedł. A oni zaczęli od razu od siekier. Wykopywali mi piłki. Musiałem trwać przy swoim. Ale to mi się przydało. Był to mój drugi mecz w Widzewie, pierwszy na wyjeździe, ale też w Łodzi. Przez to wydarzenie wiele zyskałem u kibiców.

Jak odbierałeś to, co dzieje się przed derby w Łodzi i teraz w Warszawie?

W Łodzi derbowy mecz to wielkie wydarzenie. To się czuje dwa tygodnie przed meczem i tydzień po. Po prostu coś wisi w powietrzu, akurat w Łodzi chyba od zawsze wisi w powietrzu wojna. Nie sposób tego opisać. Tutaj w Warszawie jest inaczej. Po pierwsze, nasze pokolenie rzadziej miało okazję oglądać mecze derbowe [Polonia długo grała poza ekstraklasą - przypis].

Po drugie, kibice są tacy a nie inni i choćby z tego powodu nie jest to nigdy święta wojna, ale durna wojna. Na pewno przez jakiś czas derby Warszawy nie będą dorastać do pięt derbom Łodzi.

1